Szef ochrony prezydenta Lecha Kaczyńskiego, płk Krzysztof Olszowiec, na własną prośbę odszedł z BOR do cywila - donosi "Rzeczpospolita". Niewykluczone, że dzięki temu uniknął dyscyplinarki za gruziński incydent.
Od dwóch miesięcy w Biurze Ochrony Rządu prowadzone jest postępowanie wyjaśniające w sprawie tzw. incydentu gruzińskiego z udziałem polskiego prezydenta. Chodzi o zachowanie BOR podczas wizyty Lecha Kaczyńskiego w Gruzji pod koniec listopada ubiegłego roku. Wówczas to funkcjonariusze dowodzeni przez płk. Olszowca pozwolili gruzińskim ochroniarzom odizolować się od prezydenta. Gdy niedaleko granicznego posterunku padły strzały z broni maszynowej, prezydencka ochrona nie była w stanie chronić głowy państwa.
Dla płk. Olszowca to postępowanie mogło zakończyć się nawet dyscyplinarnym usunięciem z BOR-u. A zarzuty w stosunku do niego są bardzo poważne: miał się zgodzić, by w samochodzie z oboma prezydentami nie było żadnego polskiego oficera ochrony i pozwolić, by między samochód z Kaczyńskim a auto z funkcjonariuszami BOR wjechało siedem samochodów. Olszowiec nie powinien też zgadzać się na przejazd prezydenta niesprawdzoną i niezabezpieczoną wcześniej trasą
Śledztwo prowadzi prokuratura
Po odejściu do cywila ta sprawa już go nie będzie dotyczyć. - W stosunku do płk. Olszowca postępowanie zostało umorzone - mówi gazecie szef Biura Ochrony Rządu gen. Marian Janicki. Dalej natomiast jest prowadzone postępowanie w sprawie incydentu.
Kłopoty byłego szefa ochrony prezydenta nie muszą się jednak zakończyć wraz z odejściem z BOR. Postępowanie sprawdzające nadal prowadzi Prokuratura Okręgowa w Warszawie.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: fotorzepa