- Nie może być tak, że uczeń dźwiga plecak ważący kilkanaście kilogramów - tłumaczą urzędnicy z MEN. Dlatego w polskich szkołach ma być jak w USA. Podstawówki będą musiały kupić dla swoich uczniów szafki, w których dzieci będą przechowywać buty na zmianę, książki i szkolne przybory - pisze "Dziennik".
Według ekspertów optymalna waga tornistra nie powinna przekraczać dziesięciu procent masy ciała dziecka. Młodsi uczniowie mogą nosić na plecach najwyżej 4 kg, a starsi do 7 kg. Tymczasem te limity są bardzo często przekraczane, bo uczniowie muszą nosić na zajęcia po kilka książek, zeszytów i ćwiczeń. Właśnie dlatego MEN wpisał polecenie do "ustawy w sprawie bezpieczeństwa i higieny w publicznych oraz niepublicznych szkołach i placówkach" - by szkoły zakupiły dla swoich uczniów szafki na książki - informuje "Dziennik".
Szafki mają się pojawić najpierw w szkołach podstawowych. - Chcemy, by szkoły kupiły je w ramach dostosowania się do przyjęcia sześciolatków, którzy naukę w podstawówkach zaczną już we wrześniu 2009 roku - mówi "Dziennikowi" Barbara Milewska, rzecznik prasowy MEN. Dlatego pieniądze na szafki mają pochodzić z zarezerwowanych przez resort 70 mln na przystosowanie szkół dla młodszych dzieci.
Z jednej strony, kiedy czasem podnoszę plecak należący do ucznia, jestem załamana tym, ile dzieciaki dźwigają, z drugiej, jak myślę o niektórych małych szkołach z wąskimi korytarzami, to nie wyobrażam sobie, gdzie by takie szafki miały stanąć. Anna Rybacka-Nikiel, nauczycielka
Nauczyciele sceptyczni
Wobec pomysłu MEN sceptyczni są jednak niektórzy dyrektorzy i nauczyciele. - Z jednej strony, kiedy czasem podnoszę plecak należący do ucznia, jestem załamana tym, ile dzieciaki dźwigają, z drugiej, jak myślę o niektórych małych szkołach z wąskimi korytarzami, to nie wyobrażam sobie, gdzie by takie szafki miały stanąć - mówi nauczycielka wychowania fizycznego z Warszawy Anna Rybacka-Nikiel.
Za to Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty podkreśla, że jeżeli szafki mają służyć dostosowaniu szkół do sześciolatków, to warto podjąć taki trud. - To może naprawdę ułatwić start w szkole maluchom, sprawić, że będzie dla nich przyjaźniejsza - mówi "Dziennikowi". - Nie powinno to być jednak rozwiązywane za pomocą ministerialnych nakazów, tylko wskazania standardu, do jakiego powinny dążyć szkoły. Nakaz może spowodować w wielu szkołach - tych, którym zabraknie na szafki pieniędzy lub nie będą miały gdzie ich umieścić - tylko spore problemy. Standard pokazywałby po prostu, do czego szkoły powinny dążyć, i dać im na to potrzebny czas - dodaje.
Źródło: "Dziennik"
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu