"Są wściekli, agresywni i uzbrojeni. Polska na niespełna rok przez turniejem Euro ma wielkie problemy z pseudokibicami. Jednymi z najgroźniejszych są ci, pochodzący z Krakowa" - relacjonuje reporter niemieckiego tygodnika "Der Spiegel", który - aby zrozumieć, co czai się w mroku polskich miast, przekracza Odrę i schodzi do piwnic klubu kierowanego przez pseudokibiców Wisły Kraków. Tam, już na wejściu, ogląda "stosy toporów, maczet i kilka lśniących, długich mieczy na jednej z półek", a klubowy "instruktor" - Jacek - tłumaczy, jak zranić wroga, by go nie zabić.
Reportaż pojawił się w "Spieglu" w przeddzień meczu Polska-Niemcy, który zostanie rozegrany w Gdańsku. Z wizji przeniesionej na druk przez niemieckiego korespondenta wyłania się obraz Krakowa jako miasta pogrążonego w chaosie i bezprawiu. Jeden z najbardziej znanych celów podróży niemieckich turystów jest areną zbrodni i pośrednio ma być przykładem dla opisania sytuacji w innych polskich miastach, które w czerwcu przyszłego roku powitają zagranicznych gości.
W Polsce, kraju, który wraz z Ukrainą organizuje wspólny turniej Euro zamieszki i bójki pseudokibiców są na porządku dziennym. Wciąż i wciąż agresywni fani wbiegają na boiska, niszczą trybuny, a nawet biją samych piłkarzy. Spiegel maczety bójki
Pusta sala ma tylko jedno, wąskie okno wpuszczające do środka smugę światła. Czuć tylko pot i metal. Na półkach i hakach wiszą tuziny siekier i toporów, a na jednej z półek leży stos lśniących maczet. Na prawo jeszcze cztery długie, lśniące miecze. Spiegel maczety
"W Polsce, kraju, który wraz z Ukrainą organizuje wspólny turniej Euro, zamieszki i bójki pseudokibiców są na porządku dziennym. Wciąż i wciąż agresywni fani wbiegają na boiska, niszczą trybuny, a nawet biją samych piłkarzy" - czytamy.
W tej atmosferze Polski Związek Piłki Nożnej i polskie władze zapewniają, że latem przyszłego roku wszystko będzie przebiegało "spokojnie i harmonijnie" i przebiegu mistrzostw nie zakłócą żadne bijatyki. Wszyscy, przed wejściem na stadion, będą musieli się wylegitymować, a policja mająca w swoich rejestrach setki "podejrzanych" wszystkich ich w porę wykryje...
"Rekiny" i "Żydzi"
Trudno w to uwierzyć, czytając korespondencję z Krakowa, w którym co roku pojawia się kilkaset tysięcy niemieckich turystów. "Ulice i osiedla są kontrolowane przez kibiców Wisły Kraków i Cracovii. Ten drugi klub został założony przed wojną dla żydowskich piłkarzy." Wisła swoich najbardziej oddanych "fanów" ma w grupie zwanej "Rekinami", którzy z kolei rywali z Cracovii określają "gangiem Żydów". Reporter goszczący w piwnicach klubu "na obrzeżach miasta" słucha wskazówek niejakiego "Jacka", do którego dotarł po godzinnej jeździe z opaską na oczach.
Pot, siekiery i maczety
Jacek władający każdym rodzajem białej broni pokazuje mu, jak należy zadawać rany mieczem, by skrzywdzić wroga, ale pozostawić go przy życiu.
"Pusta sala ma tylko jedno, wąskie okno wpuszczające do środka smugę światła. Czuć tylko pot i metal. Na półkach i hakach wiszą tuziny siekier i toporów, a na jednej z półek leży stos lśniących maczet. Na prawo jeszcze cztery długie, lśniące miecze."
Jak w Trzecim Świecie?
Wizyta w komendzie wojewódzkiej policji utwierdza niemieckiego gościa w przekonaniu, że ludzie, którzy podają się za kibiców, tak naprawdę nie mają z nimi nic wspólnego. "Na każdego z nich jest gruba teczka. Ponad 60 funkcjonariuszy z kilku wydziałów zajmuje się ich kontrolowaniem i trzymaniem z dala jednych od drugich."
Problemów nie daje się jednak rozwiązać. Większość kibiców jest zamieszana w handel narkotykami i z punktu widzenia policji są to po prostu "gangi".
"Obie grupy szybko się rozrastają. Werbowani są już 12-latkowie. Najpierw muszą ukraść jakiś emblemat kibicowi przeciwnego obozu. Potem są zachęcani do bójek w szkołach i sprayowania budynków w rewirach należących do rywali. Jeżeli się sprawdzą, zostają żołnierzami. To pierwszy stopień w hierarchii kibicowskiej" - czytamy.
Kraków nie jak Dortmund
Reporter widzi też różnicę w podejściu do kibicowania w szerszym spektrum. "Kiedy Borrusia zdobyła wiosną tytuł mistrzowski, na ulice Dortmundu wyszło pół miliona ludzi świętujących do nocy. Coś takiego w Krakowie jest nie do pomyślenia. Tam, po zdobyciu tytułu przez Wisłę centrum opustoszało, a przejęli je we władanie pseudokibice" - wskazuje niemiecki dziennikarz i dodaje, że Kraków "dwa razy do roku staje się miastem-widmem".
Zabarykadowane sklepy, puste ulice
"Derby stolicy Małopolski zawsze oznaczają to samo. Ludzie chowają się w domach, barykadują sklepy, zasłaniają okna i unikają wyjścia na ulice. Rokrocznie po takim meczu kibice obu drużyn zbierają się w centrum miasta i ze sobą walczą" - stwierdza dziennikarz.
"Jazda"
Reportaż z krakowskiego "podziemia" kończy opis tzw. "jazdy", czyli wypadku grupy kibiców w ciężarówce na teren wroga. "Jacek i jego koledzy siedzą w volkswagenie. Pociągają kreskę kokainy, nakładają czarne worki na głowy i kiedy chwila jest odpowiednia, wyskakują przez tylne drzwi pojazdu. Biegną z maczetami 30 metrów, nie więcej do grupki ludzi siedzącej na parkowej ławce. Okradają ich i - słysząc policyjne syreny - szybko zawracają. Są pobudzeni. Dzisiaj nie popłynęła krew, ale kolejna parkowa ławka należąca do wroga została wzięta w posiadanie" - stawiają ostatnią kropkę dziennikarze.
We wtorek mecz Polska-Niemcy na PGE Arenie w Gdańsku. Jacka i jego świty na trybunach pewnie nie będzie. Kraków nie jest też tym miastem, które przyjmie piłkarzy z Europy, ale obawy Niemców i tak mogą narastać.
Źródło: Der Spiegel
Źródło zdjęcia głównego: policja.pl/sxc.hu