Grzegorz Napieralski zaproponował, by komitety wyborcze ograniczyły swoje wydatki na kampanię do pięciu milionów złotych. Kandydat SLD na prezydenta zapowiedział też, że zgodzi się na propozycję Platformy Obywatelskiej, by w kampanii nie używać billboardów, ale pod jednym warunkiem: PO musi zgodzić się na debaty prezydenckie z udziałem wszystkich kandydatów, którzy wezmą udział w czerwcowych wyborach.
- Jeśli rozmawiamy o billboardach, to możemy rozmawiać o chorągiewkach, o spotach reklamowych, o balonikach i o ulotkach. Nie rozmawiajmy tylko o jednej sprawie, tylko o całości kampanii. Jeśli ma być uczciwie, inaczej niż zawsze, ma nie być tych uśmiechniętych twarzy, to chciałbym zaproponować, aby wydatki każdego sztabu wyborczego na kampanię wyborczą ograniczyły się do 5 mln zł - zaapelował w piątek Napieralski.
Debata zamiast billboardów?
Lider SLD zaproponował jednak PO, że zgodzi się na jej propozycję ws. nieużywania w kampanii billboardów, jeśli ona zgodzi się na debatę wyborczą wszystkich kandydatów. Jak mówił, jego propozycja "debata zamiast billboardów" jest uczciwa.
Napieralski wyraził jednak obawy, czy pomysł rezygnacji z billboardów nie jest "tematem zastępczym", gdy raczej należałoby rozmawiać "o sprawach ważnych np. o in vitro, budowie przedszkoli, płacy minimalnej czy budżecie państwa".
- Billboardy są niewielką częścią prowadzenia kampanii wyborczej, nie najważniejszą. Dziś słyszymy, że budżet kandydata PO na prezydenta Bronisława Komorowskiego ma być w całości wykorzystany na dużą kampanię w mediach elektronicznych. To dziwne" - powiedział.
Nawet jeśli kandydaci nie przystaną na zrezygnowanie z billboardów, w porównaniu do innych kampanii wyborczych, w tej ogromnych plakatów będzie i tak zdecydowanie mniej. Powód jest prosty: komitety, ze względu na krótki kalendarz wyborczy, nie zdążyły zarezerwować przestrzeni na ogromne plakaty. Te są zajęte przez zwykłe reklamy.
"Populistyczne hasełka"
Do propozycji ograniczenia wydatków na kampanię do pięciu milionów krytycznie podchodzą przedstawiciele innych ugrupowań. Liderowi SLD zarzucają natomiast populizm. - Pan Napieralski wystosował apel, natomiast my będziemy kierowali się własną strategią i własnym rozumem - skomentował szef Komitetu Wykonawczego PiS Joachim Brudziński.
- Robimy swoje, nie patrzymy na Grzegorza Napieralskiego. Wolałbym, żeby kandydaci na prezydenta mówili co chcą zrobić jak zostaną prezydentami, a nie rzucali populistyczne hasełka - powiedział z kolei szef klubu PSL Stanisław Żelichowski.
Polityk PSL podkreślił, że każdy sztab wyborczy wyda i tak tyle ile uważa za stosowne, bo głównym celem wystawienia kandydata jest osiągnięcie jak najlepszego wyniku wyborczego. Żelichowski oświadczył jednocześnie, że PSL, jako niewielka partia na pewno nie wyda na kampanię Pawlaka nawet 5 mln zł, ale - zaznaczył - wcale nie oznacza to, że ugrupowanie popiera populistyczne hasła.
Zgodnie z ordynacją wyborczą maksymalna kwota, jaką komitet wyborczy może wydać na promocję kandydata to 13,8 milionów.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu