Polscy żołnierze oskarżeni w sprawie masakry cywilów z Nangar Khel strzelali do talibów – twierdzi "Rzeczpospolita”. Według gazety zdjęcia i dokumenty na ten temat przechowuje Służba Kontrwywiadu Wojskowego.
Jak podkreśla dziennik, miejsca, na które spadła większość polskich pocisków moździerzowych, zabezpieczono następnego dnia po ostrzale. Oficerowie Służby Kontrwywiadu Wojskowego i Żandarmerii Wojskowej znaleźli tam m.in. amunicję, którą porzucili afgańscy bojownicy.
– Te informacje w innym świetle stawiają działania polskich żołnierzy w tamtym rejonie. Świadczą o tym, że był on miejscem, z którego talibowie wyprowadzali ataki partyzanckie na konwoje koalicji – ocenia na łamach "Rzeczpospolitej" gen. Marek Dukaczewski, były szef Wojskowych Służb Informacyjnych.
– Pojechali w miejsce, gdzie bardzo aktywnie działali talibowie. Świadczy to o ich odwadze i o tym, że byli gotowi narażać swoje życie dla kraju – mówi gazecie Gen. Sławomir Petelicki, twórca i pierwszy dowódca jednostki specjalnej GROM. Dodaje, że polskim żołnierzom precyzyjnie wskazano cele. Generał Petelicki nie po raz pierwszy publicznie wypowiada się pozytywnie o żołnierzach, którym prokuratura postawiła zarzuty zbrodni wojennych.
Śmigłowce ostrzelane przez Talibów Jak relacjonują "Rzeczpospolitej" żołnierze z plutonu, który ostrzeliwał wzgórza, późnym wieczorem dostali z bazy Wazi Kawa rozkaz przerwania ognia. Mieli pojechać do wioski. Dopiero tam się zorientowali, że kilka pocisków spadło na cywilne zabudowania. Żołnierze natychmiast wezwali na miejsce śmigłowce medyczne i sanitariuszy. Sami zaczęli pomagać rannym. Natomiast śmigłowce, które po ok. dwóch godzinach dotarły na miejsce, zostały ostrzelanie z granatników przez bojowników talibskich.
– Z tego wynika, że były tam uzbrojone ugrupowania partyzanckie, które miały broń do zwalczania celów na ziemi, ale też nisko latających śmigłowców – analizuje gen. Dukaczewski.
Polscy żołnierze, z którymi rozmawiała "Rzeczpospolita", twierdzą, że wiedzieli, iż mieszkańcy wioski Nangar Khel współpracowali z talibami.
Innego dowodu na obecność w Nangar Khel talibów dostarczył reportaż „Superwizjera” TVN z afgańskiej wioski. Okazało się, że główny bohater materiału TVN, który przed kamerami ubolewał nad śmiercią swoich bliskich, to afgański terrorysta Bismelah, zamieszany m.in. w przygotowywanie zasadzek na polskie konwoje. Bismelah figuruje na liście poszukiwanych talibów sporządzonej przez wywiad sił koalicyjnych w Afganistanie.
Ostrzał wioski Nangar Khel w Afganistanie, w którym zginęło 6 cywili, miał miejsce w sierpniu zeszłego roku. Od 13 listopada siedmiu żołnierzy uczestniczących w ostrzale znajduje się w areszcie. Prokuratura postawiła im zarzuty dokonania zbrodni wojennych, sześciu grożą kary dożywocia, zaś jednemu - 25 lat więzienia.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl