Warunki atmosferyczne na lotnisku "Siewiernyj" 10 kwietnia rano nie spełniały wymogów lądowania, a załoga tupolewa była o tym wielokrotnie przestrzegana - to wnioski, jakie płyną z raportu rosyjskiej komisji lotniczej MAK dotyczącego pogody w miejscu i czasie tragedii.
Rosyjski MAK (Międzypaństwowy Komitet Lotniczy), który zajmuje się badaniem katastrofy smoleńskiej, zakończył prace nad analizą warunków meteorologicznych panujących w miejscu wypadku oraz stopniem poinformowania pilotów o tych warunkach.
Z datowanego na 19 lipca raportu podsumowującego tę analizę wynika, że lądowanie przebiegało w trudnych warunkach atmosferycznych, o których załoga samolotu została poinformowana w trakcie zejścia z poziomu lotu.
Informowani "we właściwym czasie"
"Pogoda w chwili katastrofy kształtowała się następująco: o godzinie 10.41: wiatr przy gruncie: 110-130 stopni; prędkość wiatru 2 m/s; widoczność 300-500 m; mgła; zachmurzenie sięgające 10 stopni, warstwowe, dolna granica 40-50 m; temperatura powietrza +1, +2 stopni" - czytamy.
Dalej MAK podkreśla, że "warunki atmosferyczne na lotnisku nie spełniały wymogów lądowania, o czym załoga samolotu była wielokrotnie przestrzegana przez organa zarządzające lotniskiem oraz przez polską załogę samolotu JAK-40, który wcześniej wylądował na lotnisku pod Smoleńskiem". Jak jednak czytamy, "prowadzenie obserwacji warunków pogodowych na lotnisku "Siewiernyj" umożliwiło informowanie ekipy o pogorszeniu warunków meteo we właściwym czasie".
Wylot bez prognoz
Z raportu MAK można też wnioskować, że polska załoga nie była przygotowana do lotu. "Wylot samolotu z Warszawy odbył się bez znajomości prognozy i faktycznego stanu pogody na lotnisku Siewiernyj. Załoga samolotu nie otrzymała stosownych dokumentów" - czytamy w raporcie.
Wynika z niego, że braki w danych, dotyczących warunków pogodowych panujących na lotnisku docelowym, pojawiły się również w przypadku lotów z Warszawy 7 kwietnia, kiedy to do Smoleńska leciała polska delegacja z premierem Donaldem Tuskiem na czele.
MAK zaznacza także, że pogoda na lotniskach w Mińsku i w Moskwie pozwalała na przeprowadzenie tam 10 kwietnia rano bezpiecznego lądowania samolotu.
"Obecnie komisja prowadzi analizę danych, pochodzących z systemu TAWS oraz komputerów pokładowych FMS, znajdujących się na pokładzie samolotu, które otrzymała od producenta ww. urządzeń" - kończy swój raport Komitet.
"Starali się za wszelką cenę wylądować"
Komunikat MAK na antenie TVN24 analizował Marian Nowotnik, b. pilot LOT. Według niego, na podstawie podanych przez MAK danych, można wnioskować, że widoczność nad lotniskiem była o połowę za mała, by lądować. - Mgła cały czas wisiała nad lotniskiem, bo wiatru prawie w ogóle nie było - podkreślił Nowotnik.
Odniósł się też do kwestii braku dokumentacji meteorologicznej. - Posiadanie wszystkich warunków meteorologicznych, zarówno obecnych, jak i prognozowanych, jest niezbędnym warunkiem startu. Nie wierzę, że załoga nie posiadała tej dokumentacji. Jakby rzeczywiście nie miała, to by bardzo źle o niej świadczyło. Załoga nie miała prawa wystartować nie mając dokumentacji warunków meteorologicznych - podkreślił.
Jak dodał b. pilot, katastrofę spowodował "konglomerat przyczyn": warunki pogodowe, opóźnienie lotu i związany z tym późniejszy pośpiech, słaba znajomość rosyjskiego przez pilotów, brak zdecydowanego zakazu lądowania ze strony rosyjskiego kontrolera i przede wszystkim presja na załogę, by lądowała. - Starali się za wszelką cenę wylądować i to ich zgubiło - podsumował.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24