Dowództwo Sił Powietrznych wysłało do Moskwy dokumenty z prośbą o rosyjskiego nawigatora, który towarzyszyłby polskim pilotom podczas lotu do Smoleńska. Odpowiedź w tej sprawie jednak nie nadeszła.
W połowie marca Dowództwo Sił Powietrznych zwróciło się do Rosji z prośbą w trzech sprawach: o wyrażenie zgody na lądowanie na lotnisku w Smoleńsku, aktualną kartę podejścia do lądowania oraz o rosyjskiego nawigatora, tzw. lidera. Wszystkie wnioski zostały przekazane przez polską ambasadę w Moskwie i dotyczyły lotu zarówno premiera z 7 kwietnia oraz prezydenta z 10.
Odpowiedź niepełna albo wcale
Polska strona odpowiedzi nie otrzymała do końca marca. Postanowiono więc ponownie wysłać pismo, ale już bez prośby o rosyjskiego nawigatora. Rosyjskojęzyczna ekipa pilotów została już bowiem zebrana.
Jak w Dowództwie Sił Zbrojnych dowiedziała się TVN24, odpowiedź nadeszła kilka dni przed wylotem Donalda Tuska do Rosji. Była jednak niepełna - wydano tylko zgodę na lądowanie. Nie otrzymano jakichkolwiek informacji zwrotnych nt. karty podejścia do lądowania, która informuje m.in. o długości pasa startowego, o zmianach jakie ewentualnie zaszły na lotnisku (np. przebudowie jego części) oraz częstotliwościach, na których piloci powinni pracować. Dowództwo Sił Powietrznych nie potrafi jednak ocenić, czy brak tej wiedzy mógł wpłynąć na przebieg wydarzeń,
Dlaczego rosyjski nawigator nie poleciał ani z premierem, ani z prezydentem? Nie wiadomo. - Strona rosyjska nie potwierdziła gotowości do zabezpieczenia lotów przez lidera – mówi lakonicznie ppłk Robert Kupracz, rzecznik prasowy Dowództwa Sił Powietrznych w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Źródło: TVN24, Rzeczpospolita