Marek Migalski, politolog, który z ramienia PiS reprezentować będzie Polskę w europarlamencie, na temat systemu rządzenia Unią Europejską nie ma najlepszego zdania. Szczególnie nie jest zadowolony, że eurodeputowani mają tak duże przywileje. - Na przykład, po roku sprawowania mandatu przysługuje już emerytura - wyraził swoje niezadowolenie w rozmowie z "Dziennikiem".
Migalski narzeka na biurokrację, jaka rządzi strukturami Unii. - To moloch, i to stworzony celowo. Tak ogromny i przepastny, by nikomu nie chciało się szukać kanałów informacji i tego, co jest tam prawdziwą władzą - opowiada.
...żeby się odczepili
Politologa nie cieszy także, że jako eurodeputowany, bardzo szybko będzie mógł przejść na emeryturę. - (...) Nas, eurodeputowanych, obdarowuje się całkowicie legalnie wielkimi profitami. Na przykład po roku sprawowania mandatu przysługuje już emerytura. Po pełnej kadencji emerytura będzie dwa razy wyższa, po dwóch kadencjach jeszcze wyższa. Mam wrażenie, że komuś zależy, by eurodeputowani skupiali się na tym, by dobrze się urządzić, a odczepili się od tych, którzy podejmują decyzje - dodaje.
W PE toczy się walka
Według Migalskiego, na scenie UE "toczy się - najnormalniejsza w świecie - walka o władzę i narodowe interesy". - Dziwię się tym, którzy tam są od dawna i mówią wyłącznie o euroentuzjazmie, przedstawiają arkadyjsko-bukoliczną wizję stosunków, gdzie wszyscy nawzajem bezinteresownie obdarowują się prezentami. Jest odwrotnie. Parlament Europejski to miejsce realizacji narodowych interesów. Rozumieją to Niemcy, Francuzi, bo po to ich wybierają wyborcy. Żal, że niektórzy reprezentanci Polski tego nie rozumieją - ocenia.
Kampanijna prowokacja x 4
Politolog w rozmowie z "Dziennikiem" wyjawił także, że w czasie kampanii wyborczej cztery razy był obiektem prowokacji. - Dziennikarze, podszywając się pod zagraniczne media lub instytucje, dzwonili do mnie, by sprawdzić moją znajomość angielskiego - mówi.
Migalski opowiada, że choć po jego wypowiedziach, prowokatorzy "szybko odpuszczali", to zastanawia się, ilu polityków PO było egzaminowanych, tak jak on. - Sprawdzano tylko nas, choć wiadomo, że tacy liderzy PO, jak marszałkowie Sejmu i Senatu nie potrafią słowa powiedzieć w jakimkolwiek języku obcym - zauważa.
Źródło: Dziennik
Źródło zdjęcia głównego: TVN24