- Miałem prawo skorzystać z radiowozu - tłumaczył przed sądem Tomasz S., oskarżony w procesie za tzw. "blue taxi". To jego, za zgodą komendanta posterunku, podwozili do domu radiowozem policjanci, którzy zginęli w wypadku w drodze powrotniej. Tomaszowi S. i Waldemarowi P. grozi do 3 lat więzienia.
S. twierdzi, że miał prawo skorzystać z samochodu, a do szefa komisariatu kolejowego - znajomego z którym kiedyś pracował - zwrócił się z koleżeńską prośbą. Dodał, że w przeszłości korzystał czasami z tego, iż osoby kończące służbę, mieszkające w jego okolicy, podwoziły go.
"Potraktowałem sytuację jako tryb alarmowy"
Z kolei b. komendant przekonywał, że miał prawo wysłać funkcjonariuszy samochodem poza rejon ich działania. - Robiłem to w przeszłości, ale było to uwarunkowane zgodą Komendanta Stołecznego Policji. To była wyjątkowa sytuacja, potraktowałem ją jako tryb alarmowy - powiedział Waldemar P. przed sądem. Jak wyjaśnił urzędnik MSWiA, który spóźnił się na ostatni pociąg, zadzwonił z prośbą o pomoc w środku nocy. Tłumaczył, że następnego dnia jedzie w zagraniczną delegację.
Oskarżonym zarzucono przekroczenie uprawnień, czym działali na szkodę interesu publicznego. W tle tej sprawy jest jednak większa tragedia - śmierć dwojga funkcjonariuszy. Półtora roku temu komendant posterunku na warszawskim Dworcu Centralnym nakazał dwójce swoich podwładnych odwiezienie kolegi z Warszawy do domu w Siedlcach, bo ten spóźnił się na pociąg. W drodze powrotnej funkcjonariusze zginęli w wypadku.
Poszukiwania policjantów śledziła cała Polska
Sierżant Justyna Zawadka i mł. Aspirant Tomasz Twardo zginęli 2 grudnia 2006r. podczas drogi powrotnej z Siedlec do Warszawy. Poszukiwania służbowego Poloneza, którym poruszali się funkcjonariusze trwało ponad trzy doby.
Rozważano różne wersje, od tej że zostali napadnięci aż po tragiczną w skutkach interwencję. Ostatecznie samochód z ciałami policjantów znaleziono na dnie rzeki. Okazało się, że był to wypadek – Polonez wpadł w poślizg na drodze.
Już nie pracują w policji
Po wypadku S., którego do pracy w MSWiA oddelegowano z policji, podał się do dymisji. Ówczesny szef resortu przyjął ją. Później S. zwolniono z policji. (CZYTAJ WIĘCEJ) Zarzuty usłyszał 17 stycznia ub.r.
Wcześniej, bo jeszcze w grudniu 2006 roku zarzuty dostał b. komendant warszawskiego komisariatu Waldemar P. Zdymisjonowano go 3 grudnia 2006 r.
Źródło: PAP, lex.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24