Ruszyła maszyna po szynach ospale - pisał kiedyś łodzianin Julian Tuwim w "Lokomotywie". I nie mógł wtedy wiedzieć, że dokładnie 70 lat później te słowa jak ulał wpasują się w rzeczywistość naszej stolicy... W sobotę, kilka minut po godzinie 16:00, na końcową stację wjechał bowiem pierwszy pociąg warszawskiego metra. Nic to, że dopiero po 25 latach od rozpoczęcia budowy. Wagony i tak wywołały u warszawiaków równie szczere uśmiechy, co literacka historyjka jej łódzkiej poprzedniczki.
W sobotę warszawskie metro przypominało to tokijskie. Niestety nie pod względem zaawansowania technologicznego, czy długości trasy, a ze względu na tłum, jaki kłębił się na stacji Młociny. W sobotę władzom stolicy w końcu udało się otworzyć ostatnią stację pierwszej linii warszawskiego metra. Wszyscy, którzy przyszli na otwarcie, mogli nową trasą podróżować bez biletu.
- Warszawa jest stolicą nowoczesną - pękała z dumy prezydent Warszawy. Hanna Gronkiewicz-Waltz nie zapomniała też o ojcach tego wielkiego (przynajmniej, jeśli chodzi o rozciągnięcie w czasie) sukcesu: - Podziękowałam każdemu inżynierowi i tym, którzy zaczęli budowę, wysłaliśmy list nawet do generała Wojciecha Jaruzelskiego i do Lecha Kaczyńskiego, który był moim poprzednikiem - wyliczała.
W metrze jak na otwarciu hipermarketu
Widać, że warszawiacy swojej podziemnej kolejki naprawdę nie mogli się już doczekać. Chętnych na przejazd pierwszymi wagonami było bowiem tak wielu, że nie wszyscy zmieścili się do pociągu. Z daleka przypominało to wielkie natarcie na otwarty kilka chwil wcześniej hipermarket, gdzie na klientów czekały produkty za pół darmo. Okazało się jednak, że przejażdżka "metrem w pełnej krasie" jest jednak cenniejsza od opiekacza, czy lokówki.
Ale niektórzy mieszkańcy zachowali trzeźwą ocenę sytuacji i zwracali uwagę, że jak na europejskie standardy (albo jak na standardy Iranu - czytaj więcej) drążenie tuneli trwało za długo. Ze względu na podniosłe okoliczności sprawa ćwierćwiecza budowy metra była drążona równie niechętnie...
25 lat historii
Około 900 metrów rocznie - w takim tempie budowano metro w stolicy. Od momentu, kiedy wbito pierwszy pal na placu budowy podziemnej kolejki, minęło dokładnie 25 lat, sześć miesięcy i dziesięć dni. Nie ma jednak co narzekać.
21 stacji (i to jakie), 23 kilometry i setki tysięcy zadowolonych pasażerów. - To jest fantastyczny węzeł. Ostatnie cztery stacje zostały zbudowane w "europejskim tempie", czyli w ciągu dwóch lat. Nie mamy się czego powstydzić. Była tu delegacja z Ukrainy przedwczoraj, pokazaliśmy im to z zewnątrz i naprawdę byli zaskoczeni - mówiła w sobotę szczęśliwa prezydent stolicy.
Okazja do świętowania
Koniec wielkiej budowy to dobra okazja do świętowania. Od godz. 17 na zajezdni autobusowej i tramwajowej przy stacji Młociny trwają występy polskich i zagranicznych artystów, m. in. DJ Maceo Wyro, Jerzy Połomski, Stasiek Wielanek, Kapela Warszawska oraz Czerwone Gitary. Prawdziwą gwiazdą imprezy będzie jednak brytyjska wokalistka Alice Russell. Będzie też coś nie tylko dla ucha, ale i oka - aktorzy Teatru Muzycznego "Roma" pokażą fragmenty musicalu "Upiór w operze" Andrew Lloyda Webbera w reżyserii Wojciecha Kępczyńskiego. Dobrze, że chociaż warszawskie metro w końcu przestało straszyć niedokończonymi torami...
Źródło: TVN 24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/fot.PAP