- Cesarka na życzenie, czysto i porządnie - mówią Polki, które urodziły w niemieckim Schwedt. Oficjalnie - były za granicą na zakupach, co "przypadkiem" zbiegło się z terminem porodu. Zdaniem zachodniopomorskiego NFZ powinna to wyjaśnić prokuratura - pisze "Gazeta Wyborcza".
NFZ twierdzi, że nie występuje ani przeciwko pacjentkom, ani szpitalowi w Schwedt. Chce jednak, by prokuratura wyjaśniła, czy nie dochodzi do wyłudzania pieniędzy z polskiego systemu ochrony zdrowia.
Schwedt to duże miasto tuż przy polskiej granicy. Niedaleko stąd do naszej Chojny, ale i do Szczecina jest zaledwie 60 kilometrów.
Od wejścia Polski do Unii w szpitalu w Schwedt swoje dzieci urodziło już ponad 400 Polek, głównie z okolic Szczecina. Unijne przepisy pozwalają na leczenie za granicą bez zgody płatnika tylko w nagłych przypadkach. Polki, które zgłaszają się do szpitala Schwedt, twierdzą, że były tu akurat na zakupach. W rzeczywistości mogą to być to całkiem zaplanowane porody.
430 tysięcy euro kosztowały porody Polek
Szpital w Schwedt za porody Polek wystawia rachunek niemieckim kasom chorych, a te domagają się pieniędzy z NFZ. Od 2004 r. kasa chorych AOK Brandenburg dostała ze Schwedt rachunki za porody Polek na 430 tys. euro i obciążyła nimi NFZ.
Polski fundusz płacił do początku 2006 r. W końcu nasi urzędnicy doszli do wniosku, że coś jest nie tak. NFZ zaczął domagać się dokumentacji potwierdzającej, że były to nagłe przypadki.
Pretensje do szpitala w Schwedt ma teraz także kasa chorych AOK Brandenburg, która została z niezapłaconymi fakturami. Dyrektor delegatury AOK we Frankfurcie nad Odrą Marek Rydzewski poinformował nas, że pod koniec lutego wystąpili do niemieckiej prokuratury o zbadanie sprawy. - Naszym zdaniem doszło do nieprawidłowego wykorzystania unijnych przepisów - mówi Rydzewski.
Fundusz grozi prokuraturą
AOK zarzuca szpitalowi, że świadomie ściągał pacjentki z Polski, drukując dla nich ulotki ze specjalnym numerem oraz instrukcją, gdzie i jak wyrobić kartę uprawniającą do korzystania z usług medycznych za granicą.
Michael Jürgensen, dyrektor szpitala w Schwedt uważa, że działali prawidłowo i powinni mieć zapłacone jeszcze ok. 250 tys. euro. - Też rozważamy, czy nie wystąpić do sądu przeciwko niemieckiej kasie - mówi. Przyznaje, że nagłośnienie sprawy i odejście ze szpitala polskiego lekarza spowodowało, że zgłasza się coraz mniej Polek. Od października mieli tylko kilkanaście polskich porodów. - Nie dziwi mnie to skoro polski fundusz grozi prokuraturą - mówi "GW" lekarz.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24