Policjanci zatrzymywali go już dwa razy - na oczach żony i przestraszonych dzieci - i za każdym była to pomyłka. To efekt zbieżności jego imienia i nazwiska z poszukiwanym przestępcą. Policjanci przepraszają, ale nie ma gwarancji, że nie przeżyje kolejnych zatrzymań.
Pierwszy raz Sebastian Wanat został zatrzymany w okolicach Jasła w listopadzie 2015 roku.
- Jechałem samochodem z żoną i dziećmi. Wydawało mi się, że to będzie rutynowa kontrola drogowa. Nie spodziewałem się tego co się stanie, gdy przekażę policjantom swoje dokumenty - relacjonuje mężczyzna.
Policjanci sprawdzili dokumenty mężczyzny w radiowozie. Potem wrócili, trzymając już dłonie na kaburach.
- Na oczach przerażonych dzieci zostałem wyciągnięty z samochodu, oparty o maskę i przeszukany. Na sygnałach zawieźli mnie do komendy, zostawiając żonę z dziećmi bez słowa wyjaśnienia. Jadąc na komendę miałem wrażenie, że nagle stałem się bohaterem jakiegoś mrocznego thrillera - opowiada Wanat.
Na posterunku spędził blisko trzy godziny. Tyle policjanci potrzebowali, aby sprawdzić, że zatrzymany co prawda nazywa się Sebastian Wanat, ale nie jest tym Sebastianem Wanatem, który widnieje w rejestrze poszukiwanych przestępców.
Jak nam relacjonuje mężczyzna, w nieformalnych rozmowach mundurowi wyjaśnili mu, że jego imiennik figuruje w bazie osób poszukiwanych przez Interpol. Dokładnie, że Sebastiana Wanata poszukują władze Hiszpanii, gdzie powinien odsiedzieć wyrok. A skąd pomyłka? Jak mówi pan Sebastian, od policjantów usłyszał, że ktoś popełnił błąd i w rejestrze do rzeczywistego przestępcy o takim samym imieniu i nazwisku dodał właśnie jego dane z bazy PESEL.
- Usłyszałem, że błąd zostanie naprawiony i już nie spotka mnie taka niepokojąca, a dla żony i dzieci przerażająca, przygoda - wspomina.
Nic z tego. Na początku sierpnia źle zaparkował samochód w Krasiczynie.
- Policjanci sprawdzili moje dokumenty i znów zostałem zatrzymany. Dokładnie tak samo jak dwa lata wcześniej na miejscu została żona z dziećmi, a ja trafiłem na komendę. Nie chcę tego przeżywać powtórnie - mówi.
Co na to policja?
O wyjaśnienie tych dwóch sytuacji poprosiliśmy oficjalnie komendę główną policji.
- Mamy informację tylko o jednokrotnym zatrzymaniu pana Sebastiana, tym sprzed niespełna miesiąca. To nieszczęśliwy zbieg okoliczności - tłumaczy rzecznik policji młodszy inspektor Mariusz Ciarka.
Według niego patrol policji sprawdzał dokumenty mężczyzny w przenośnym terminalu, który nagle stracił internetowe połączenie z bazą danych i "tylko w komendzie można było zweryfikować, czy nie jest tym poszukiwanym".
- To nie powinno się zdarzyć, ale się zdarzyło. Możemy wyłącznie przeprosić za niedogodność, ale nie mamy wyboru, musimy takie sytuacje dokładnie weryfikować. Dlatego nie możemy dać 100 procent gwarancji, że sytuacja kiedyś się nie powtórzy - mówi Ciarka.
Sama Komenda Główna Policji nie ma informacji, aby pan Sebastian Wanat był zatrzymywany wcześniej. - Z naszych sprawdzeń wynika, że problemem nie było złe wprowadzenie danych do bazy poszukiwanych, ale właśnie awaria terminalu - powtarza rzecznik komendanta głównego policji.
- Oficjalnie poproszę o wyjaśnienie mojej sytuacji przez ministra spraw wewnętrznych i administracji - mówi pan Sebastian.
- Zostałem dwukrotnie zatrzymany, a nie raz. Za pierwszym razem wyraźnie słyszałem od policjantów, że poszukuje mnie Interpol, a moje dane sklejono omyłkowo z danymi przestępcy - dodaje mężczyzna.
Rzecznik policji jednak "uspokaja": - Przestępca Sebastian Wanat nie figuruje jako poszukiwany przez Interpol, a wyłącznie przez dolnośląską policję. Choć rzeczywiście poszukujemy innego Sebastiana Wanata.
Za granicą pan Sebastian może czuć się zatem bezpiecznie. W ojczyźnie niekoniecznie.
Autor: Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl) / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock