Nieformalne pomruki Stanów Zjednoczonych to bardziej strategia negocjacyjna niż poważne stanowisko - powiedział premier. Odniósł się w ten sposób do doniesień, jakoby Amerykanie postawili nam ultimatum: jeśli do połowy lipca nie podejmiemy decyzji ws. umieszczenia u nas elementów tarczy, poszukają sobie innego miejsca.
- Nasze stanowisko się nie zmieniło. Będą warunki, które odpowiadają potrzebom polskiej armii, będzie tarcza - powiedział premier Donald Tusk tuż przed wylotem do Peru. Podkreślił, że Stany Zjednoczone - jako nasz sojusznik - mają pełną swobodę podejmowania decyzji. - A my mamy prawo formułować własne warunki oraz oczekiwania. I z tego prawa będziemy korzystać - zapowiedział szef rządu.
Amerykanie się niecierpliwią
Według informatorów "Gazety Wyborczej" ze świata dyplomacji po obu stronach Atlantyku, Amerykanie są sfrustrowani. W negocjacjach z Polską udało im się dojść zaledwie do punktu, w którym po pół roku przerwane zostały negocjacje z rządem PiS.
Kongres USA zatwierdził kilka dni temu pieniądze na tarczę antyrakietową w Europie. Zażądał jednak od negocjatorów w Departamencie Stanu, by do końca lipca - czyli początku wakacji, kiedy Waszyngton zamyka się na cały miesiąc, USA i Polska dały sygnał, że tarcza u nas powstanie. Umowę z Czechami o budowie radaru antyrakietowego Amerykanie mają podpisać na początku czerwca. A Brytyjczycy wysyłają już sygnały, że jeśli Polska nie weźmie bazy antyrakiet, Londyn nie odmówi.
- 15 lipca? To data ważna dla Amerykanów z powodów budżetowych, ale dla nas nie jest wiążąca - odpowiada polski MSZ.
Polscy rozmówcy gazety przekonują, że nie ma groźby fiaska rozmów, jeśli przeciągną się do jesieni. - Dla Warszawy ważną datą jest 4 listopada, czyli dzień wyborów w USA - twierdzą dyplomaci w rozmowie z dziennikiem. - Jeśli wygra republikanin John McCain, to negocjacje o tarczy mogą być kontynuowane bez problemu, bo nowy prezydent będzie miał identyczne zdanie, jak George Bush.
Źródło: "Gazeta Wyborcza", PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24