Wyrok śmierci na niego i jego rodzinę za współpracę z polskim wojskiem - to grozi Abdulowi, Irakijczykowi, który pomagał Polakom jako tłumacz. Przebywający w Polsce Abdul od sierpnia stara się o status uchodźcy.
- Było nas czterech - mówi Abdul. - Pracowaliśmy jako tłumacze - wyjaśnia. On i jego kolega - dla Polaków, pozostała dwójka - dla Marines. Ci już nie żyją. Abdul przyznaje, że podczas gdy pracował dla polskiego wojska, został dwukrotnie zaatakowany. - Ostrzelano mnie na ulicy, gdy rozmawiałem z kolegą - opowiada.
Abdul z Iraku wyjechał do Iranu, a następnie do Indii. W polskiej ambasadzie w New Delhi udało mu się uzyskać wizę i pieniądze na bilet do Polski. Do naszego kraju przyjechał 14 sierpnia. Od tej pory czeka na decyzję urzędu ds. cudzoziemców w jego sprawie.
"Wiem, że Polacy mają dobre serca"
Jestem tu szczęśliwy. Wiem, że Polacy mają dobre serca. Irakijczyk Abdul o swoim pobycie w Polsce
Abdul ma pięcioro dzieci i niepełnosprawną żonę. Powiedziano jej, że za współpracę męża z obcą armią zostanie zabity on i cała jego rodzina. - Dlatego uciekliśmy na pustynię - mówi Abdul. Jego żona - z uwagi na bezpieczeństwo - nie chce zdradzić mu, gdzie są jego dwaj najstarsi synowie.
Irakijczyk prosi o pomoc w sprowadzeniu rodziny do Polski.
- Każdy dzień dla tego człowieka jest coraz trudniejszy do przeżycia - mówi ks. Edward Osiecki z Ośrodka Imigranta Fu Shenfu. - Jego kontakty z rodziną sprawiają, że coraz bardziej się martwi - dodaje. Uważa, że Abdul mógłby zostać potraktowany jako specjalny świadek; możnaby zmienić mu tożsamość i zapewnić należytą ochronę.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24