Rajdy „streetracerów” w Dajtkach, dzielnicy Olsztyna, to codzienność. Piraci z piskiem opon i z zawrotną prędkością ścigają się pod oknami i tuż przy chodnikach, na których bawią się dzieci. Mieszkańcy Dajtek czują się bezradni. Boją się, że dojdzie do tragedii, bo do tej pory nikt nie potrafił poradzić sobie z tym problemem.
Mileniusz Smala, mieszkaniec olsztyńskiej dzielnicy Dajtki mówi, że piraci są zupełnie bezkarni i niezwykle niebezpieczni. Był kiedyś świadkiem jak jeden z pędzących kierowców rozgonił grupę dzieci na przejściu dla pieszych, a potem uciekł. Inny rozbił bramę jednej z posesji. Takie rajdy odbywają się w tej dzielnicy bardzo często, nawet co kilka dni.
Policja przyjeżdża za późno
Mieszkańcy Dajtek skarżą się, że w tej sprawie nie mogą liczyć na policję. Przekazali dzielnicowemu numery samochodów, które najczęściej się ścigają, ale to nie dało żadnych efektów. Poza tym policja najczęściej przyjeżdża dopiero kiedy wyścigi się kończą.
Policja przyznaje, że problem jest poważny i nie dotyczy tylko Dajtek, bo piraci ścigają się też w innych miejscach Olsztyna.
Od sierpnia ubiegłego roku organizowane są legalne wyścigi na ulicach Olsztyna, ale nawet one nie powstrzymują kierowców przed szukaniem mocnych, nielegalnych wrażeń
W Dajtkach nie można zamontować spowalniaczy ani fotoradarów
Zdaniem mieszkańców mógłby pomóc fotoradar. Policja nie go jednak nie zamontuje, bo jak tłumaczy, Dajtki nie są zagrożone wypadkami i mieszka tam mało osób. Mieszkańcy prosili więc o spowalniacz, ale i tego im odmówiono, ze względu na autobusy, które mają niskie podwozia.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24