"Senat zabija prasę" - to hasło na pierwszych stronach poniedziałkowych gazet przyniosło efekt. Senat wycofał się z pomysłu kontrowersyjnej zmiany w prawie prasowym. Zmiany, do której - co ciekawe - teraz nikt z senatorów nie chce się przyznać. A szef senackiej Komisji Ustawodawczej Piotr Zientarski z Platformy mówi nawet, że projektu takiej zmiany w ogóle nie było.
Wtorkowy wieczór. Senatorowie z trzech połączonych komisji zbierają się, by dyskutować o pomyśle, który wywołał medialne trzęsienie ziemi. Zanim jeszcze komisja rozpoczęła pracę, juz zanosi się na awanturę, bo okazuje się, że w samej Platformie, która ma w Senacie przewagę, opinie są radykalnie podzielone.
Projekt, nad którym w tej chwili chce pracować Senat RP jest projektem skandalicznym. Wiesław Podkański, prezes Izby Wydawców Prasy
Skandaliczny projekt
Komisja rozpoczyna prace. Na sali goście - wydawcy pracy, prawnicy, profesorowie. Jednomyślni w krytyce pomysłu zastąpienia publikowania prasowych sprostowań, obowiązkiem zamieszczania odpowiedzi, w których odpowiadający mogą napisać właściwie co chcą i ile tylko chcą.
- Projekt, nad którym w tej chwili chce pracować Senat RP jest projektem skandalicznym - mówi na posiedzeniu Wiesław Podkański, prezes Izby Wydawców Prasy. - Ale do jakiego projektu pan się odnosi? (...) Zgłoszono poprawki i my jesteśmy już na zupełnie innym etapie - odpowiada na to przewodniczący komisji.
Nic dziwnego, że niektórzy nie nadążali, bo nowy etap rozpoczął się zaledwie kilkanaście minut przed posiedzeniem komisji. Gdy na tym stole pojawiły się jeszcze ciepłe dokumenty. Niektórzy nawet nie zauważyli. Zupełnie nowy rozdział napisał senator Platformy.
Godzenie wody z ogniem
Prawdą jest, że to jest godzenie ognia i wody, czyli z jednej strony wolności słowa dla prasy, a z drugiej strony ochrony dóbr osobistych każdego z nas. poseł Witold Gintowt-Dziewałtowski (PO)
- Prawdą jest, że to jest godzenie ognia i wody, czyli z jednej strony wolności słowa dla prasy, a z drugiej strony ochrony dóbr osobistych każdego z nas - tłumaczy w rozmowie z TVN24 poseł Witold Gintowt-Dziewałtowski.
To właśnie on napisał poprawkę, w której zaproponował powrót do instytucji sprostowania. I okazało się, że poprawka w rozumieniu senatorów może być nowym projektem ustawy.
- Dostrzegli ten fatalny projekt i zmienili go na tyle, że jest do zaakceptowania - tłumaczy prof. Ewa Nowińska z UJ, ekspert prawa autorskiego.
Czyj to był pomysł?
I można by było uznać to za koniec sprawy, gdyby nie jedno powracające pytanie: kto wpadł na pomysł zmuszania mediów do publikowania polemik?
- Cztery osoby podjęły decyzję, było głosowanie, jednomyślne i to bez klucza partyjnego - mówi szef komisji Piotr Zientarski (PO).
Tyle, że choć komisja ustawodawcza liczy dziewięć osób, głosowały tylko cztery. Jak przekonuje Zientarski, to jedna trzecia składu, więc wystarczy. Wśród głosujących "za " - co ciekawe - był senator PiS-u Bohdan Paszkowski. Choć linia jego partii w tej sprawie jest dokładnie odwrotna. - Na pewno na klubie poruszymy tę sprawę, dlaczego był "za" a nie "przeciw" - zapowiada Stanisław Kogut z PiS.
Kto więc był autorem kontrowersyjnego pomysłu? Zientarski przekonuje, że "personalnie nikt" i było to dzieło pracy całej komisji.
Nieco bardziej precyzyjny jest jego kolega z PO. - Piotruś był autorem tamtego przecież - zdradza Witold Gintowt-Dziewałtowski.
Źródło: tvn24