- Nie może być tak, że telewizja czy dziennikarze mają jakieś szczególne prawa i mogą robić co chcą, nie pytając nikogo o zgodę - w ten sposób minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski skomentował odebranie kamery ekipie "Misji specjalnej" TVP. Dziennikarze twierdzą, że to zamach na wolność mediów.
Ćwiąkalski powiedział w Radiu Zet, że odebranie sprzętu dziennikarzom „Misji specjalnej” filmujących rewizję u współpracownika Antoniego Macierewicza, Piotra Bączka, wynikało z przepisów Kodeksu postępowania karnego, który dopuszcza filmowanie czynności śledczych tylko za zgodą organu, który prowadzi śledztwo.
Zaznaczył, że przeszukanie miało miejsce na prywatnej posesji, dlatego nie było specjalnych zabezpieczeń uniemożliwiających wejście na teren dziennikarzom.
Pytany, czy przypadkiem nie należy potraktować tego jako błędu, opowiedział: - ABW postąpiło zgodnie z obowiązującymi przepisami, tak przynajmniej wynika z informacji, które posiadam. Jeżeli nie, to są możliwości zażalenia na konkretne decyzje, na konkretne postanowienia. Żyjemy przecież w państwie prawa i nie ma żadnych przeszkód, żeby to zrobić. Natomiast nie może być tak, że telewizja, czy dziennikarze mają jakieś szczególne prawa i mogą robić naprawdę to co chcą, nie pytając nikogo o zgodę – powiedział Ćwiąkalski.
We wtorek ABW przeszukała domy dwóch członków komisji weryfikacyjnej Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka. Prokuratura poinformowała, że prowadzi czynności wobec czterech osób. Dwie z nich zostały zatrzymane. Chodzi o płk. Aleksandra Lichockiego, pracownika Agencji Mienia Wojskowego, byłego oficera służb specjalnych PRL, i Wojciecha Sumlińskiego, byłego dziennikarza TVP.
- Wszelkie czynności, w tym rewizje, odbyły się zgodnie z przepisami i zasadami postępowania – zapewnił minister. Innego zdania jest Leszek Pietrzak, który twierdzi, że wbrew zapisom kodeksu karnego ABW zabroniła mu kontaktu z kimkolwiek. Chciał on mieć świadka przeszukania.
Ćwiąkalski powiedział, że postępowanie ma związek z podejrzeniem przekroczenia uprawnień, naruszenia tajemnicy i powoływania się na wpływy.
Minister podkreślił, że prezydent i premier dostali w marcu od szefa ABW informację o postępowaniu.
- Nie można mówić o żadnym zaskoczeniu i tym, że nagle mamy do czynienia z państwem policyjnym. Myślę, że pana prezydenta ktoś wprowadził w błąd. Albo pan prezydent będąc za granicą nie znał dokładnie szczegółów tej sprawy – powiedział minister sprawiedliwości. I dodał: - To poprzedni rząd był o to podejrzewany.
Źródło: Radio ZET, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24