- Nie mam żadnej wiedzy, która mogłaby doprowadzić do postawienia zarzutów Ryszardowi Krauzemu – zapewnia b. szef PZU Jaromir Netzel w rozmowie z „Rzeczpospolitą”. Przyznaje też, że zatrudniał rekomendowanych przez polityków ludzi.
Pytany o zarzuty składania fałszywych zeznań w sprawie spotkań z Januszem Kaczmarkiem po nieudanej akcji CBA w ministerstwie rolnictwa, Netzel stwierdził: - Konsekwentnie składam w tej sprawie te same zeznania. To prasa mijała się z prawdą, opisując rzekomą kolację na 40. piętrze hotelu Marriott, w której oprócz mnie mieli uczestniczyć Krauze, Kaczmarek i Woszczerowicz. O jakieś akcji CBA oraz o tym, że się nie udała w wyniku rzekomego przecieku, dowiedziałem się 9 lipca z telewizji – deklaruje były szef PZU. Nie chciał odpowiedzieć na pytanie, czy prokuratorzy naciskali, aby obciążył Krauzego.
Dzień albo dwa przed planowanym powołaniem przypadkowo spotkałem go (Ryszarda Krauze) podczas spaceru z psem. Kiedy się dowiedział, że mam być prezesem PZU, prosił, abym się na to nie zgodził. Wówczas zacząłem się śmiać i zapytałem, czy ktoś uwierzy, że bez jego wsparcia jakiś adwokat z Gdyni został prezesem PZU Netzel o Krauze
Netzel zaprzeczył też informacjom o jego bliskiej znajomości z Ryszardem Krauzem i Januszem Kaczmarkiem. Zapewnił też, że to nie milioner z Trójmiasta załatwił mu posadę. - Jeżeli chodzi o powołanie mnie na stanowisko prezesa PZU, to z panem Krauzem wiąże się jedna historia. Dzień albo dwa przed planowanym powołaniem przypadkowo spotkałem go podczas spaceru z psem. Kiedy się dowiedział, że mam być prezesem PZU, prosił, abym się na to nie zgodził. Wówczas zacząłem się śmiać i zapytałem, czy ktoś uwierzy, że bez jego wsparcia jakiś adwokat z Gdyni został prezesem PZU – relacjonował.
Netzel tłumaczy się ze słodkiego życia swojej ekipy
Pytany o kontrowersyjne nominacje w PZU - za jego prezesury w PZU wysokie stanowiska w spółce objęli leśnik, historyk Kościoła oraz jego znajomi – Netzel nie ma sobie nic do zarzucenia. - To kompetentni ludzie, którzy harowali po 18 godzin dziennie. Z doświadczenia życiowego wiem, że często wykonuje się inny zawód niż ten wyuczony. Dlatego nie krytykuję, że teraz – z tego co słyszałem – dyrektorem biura audytu został inżynier melioracji – odbił piłeczkę były prezes PZU. Zapewnił też, że premie przez niego wypłacane nie były „bizantyjskie”, a ponadto uzasadniały je wyniki spółki.
Netzel przyznał też, że za jego prezesury politycy zabiegali o zatrudnienie w spółce swoich znajomych. - Prosili o różne sprawy. Nie byli to jednak politycy z jednej partii. Dzwonili i przychodzili przedstawiciele różnych ugrupowań – stwierdził. - Zatrudniałem je, ale tylko wówczas, jeśli były to osoby przydatne dla firmy. Gdy okazywało się, że niektóre z nich nie nadają się do pracy, rozstawaliśmy się z nimi – dodał. Były prezes zapewnił też, że nie miał pojęcia, iż zatrudnił asystentkę Anny Fotygi.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24