Alkoholizm to najbardziej demokratyczna choroba świata. Statystycznie tak samo często dotyka mężczyzn i kobiety, białych i czarnych, czy przedstawicieli różnych zawodów. W tym księży.
Ksiądz Stanisław Kowalski, obecnie proboszcz parafii Świętej Trójcy w Działaniu (woj. wielkopolskie) doskonale pamięta, kiedy pierwszy raz posmakował alkoholu – 10 marca 1964 roku, gdy obchodził 18-te urodziny. Był w tym czasie ministrantem
Wielu uratowała wiara, a oczyściło przyznanie się do słabości, także przed wiernymi Stanisław Zasada
Do tańca i różańca
Wtedy też pierwszy raz się upił, a rano obiecał sobie, że to pierwszy i ostatni raz. Danego sobie słowa nie dotrzymał. - Chciałem być takim księdzem i do tańca i do różańca, chciałem być akceptowany, dlatego też nie unikałem towarzystwa ludzi pijących. No i byłem akceptowany dzięki temu od samego początku – mówi.
Problemy zauważył przełożony biskup. Kazał wybierać, albo abstynencja od zaraz, albo leczenie. Wybrał to pierwsze, zobowiązał się do abstynencji nawet na piśmie. Ta nie trwała długo. - Rano wstałem, wypachniłem się, wyelegantowałem się, pojechałem do kurii, biskup mnie przywitał serdecznie i życzył mi powodzenia. Zaraz po wyjściu od księdza biskupa po drodze kupiłem alkohol z przyjaciółmi, by opić ten sukces. Ale to był początek mojego dna – przyznaje.
Sok zamiast wina
Tę historię, obok kilkunastu innych, w swojej książce "Wyznania Księży alkoholików" opisał Stanisław Zasada. Jak zastrzega autor - nie chodzi tu o stygmatyzację pijących duchownych, ale o pokazanie piekła uzależnienia - Wielu uratowała wiara, a oczyściło przyznanie się do słabości, także przed wiernymi – mówi Zasada.
Ks. Kowalski w końcu poddał się terapii. Nie pije od 20 lat. Biskup zgodził się, by na mszy zamiast wina, używał soku gronowego.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24