Czy ksiądz z Kotlisk koło Lwówka Śląskiego używał przemocy wobec ministrantów? Mieszkańcy twierdzą, że tak. Pokazują dowody i zawiadamiają prokuraturę oraz biskupa. Duchowny stanowczo odpiera zarzuty.
Mieszkańcy Kotlisk i Niwnic nie chodzą do pobliskiego kościoła. Twierdzą, że przez miejscowego proboszcza wolą się modlić gdzie indziej. Zbuntowali się, gdy wyszło na jaw, że mógł bić ich dzieci, i to od kilku lat.
Po marcowym spotkaniu z księdzem dzieci - jak utrzymują ich rodzice - wróciły do domu z sińcami. I wtedy, dopytywane opowiedziały, co spotkało ich ze strony duchownego. - Ksiądz brutalnie pchnął dziecko, poleciało na szafki, następnie na ławkę, aż sina rysa na nodze się zrobiła - opowiada jedna z mieszkanek, Renata Wójcik. I dodaje: - Nasze dzieci wcześniej się nie skarżyły, bo były zastraszone.
Do lekarza i prokuratury
Rodzice twierdzą, że na porządku dziennym było wykręcanie uszu, uderzanie ręką o ławkę, gdy dziecko źle trzymało modlitewnik. Postanowili zdobyć dowód, że ksiądz - ich zdaniem - zachowuje się karygodnie, i dlatego wraz z poszkodowanymi dziećmi udali się do lekarza, by zrobił obdukcję.
Potem o sprawie zawiadomili prokuraturę. - Postanowiłem o wszczęciu śledztwa w kierunku znęcania się, czyli przestępstwa ściganego z urzędu - mówi Jerzy Szkapiak, prokurator rejonowy z Lwówka Śląskiego.
Czekają na decyzję śledczych
Wynik śledztwa będzie ważny dla zwierzchników księdza J. - Czekamy na wyjaśnienie sprawy przez odpowiednie służby - mówi ks. Piotr Nowosielski, rzecznik legnickiej kurii.
Duchowny nie ma sobie nic do zarzucenia. Jego zdaniem, cała afera została wymyślona przez parafian. - Dzieci nie biję - zapewnia ksiądz J. - Pracuję od 45 lat, studiowałem pedagogikę i psychologię - dodaje.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24