Lekarze operowali go około dwóch godzin. - Udało się zrobić wszystko, co zaplanowaliśmy: powstrzymać krwotok wewnętrzny - mówi dr Krzysztof Popławski ze Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu. To pod jego opiekę trafił kilkadziesiąt godzin temu starszy kapitan Daniel Dryniak, strażak, który uratował wędkarza porwanego przez krę.
Stan strażaka nadal jest poważny, ale stabilny. Lekarze mówią, że w szpitalu, o ile wszystko będzie przebiegać pomyślnie, zostanie jeszcze przynajmniej przez tydzień. - Liczymy jednak, że ta druga operacja była już ostatnią - powiedział reporterowi TVN24 dr. Krzysztof Popławski, zastępca dyrektora ds. medycznych przemyskiego szpitala.
Starszy kapitan Daniel Dryniak, zastępca dowódcy jednostki ratowniczo-gaśniczej komendy miejskiej PSP w Przemyślu, pierwszy zabieg przeszedł już we wtorek. Strażak, ratując na Sanie 63-letniego wędkarza, który dryfował na oderwanym kawałku kry, sam został uderzony jej kawałkiem w brzuch. Miał obrażenia wewnętrzne. Właśnie tego, jak rozległe się okażą najbardziej bali się początkowo lekarze. W środę o zdrowie 33-letniego kapitana modlili się w przemyskiej bazylice archikatedralnej mieszkańcy.
Wszystko trwało kilkanaście minut
Koledzy starszego kapitana Dryniaka zgodnie podkreślali, że akcja ratownicza, jakiej się podjął, była "ekstremalnie ciężka". Wszystko działo się błyskawicznie. Wędkarz siedział na krze na tzw. "plaży miejskiej", która znajduje się na osiedlu Kmiecie w Przemyślu. Mężczyzna dopiero po przepłynięciu ponad 100 metrów zorientował się, dlaczego z brzegu ludzie krzyczą w jego stronę. Kawałek lodu, na którym siedział, oderwał się od brzegu, porywając wędkarza.
Na miejsce szybko trafili ratownicy, wśród nich kapitan Dryniak. Wskoczył na krę i ściągnął z niej strażaka. Mimo ran asekurował go do końca.
Źródło: tvn24.pl