- To była niepotrzebna wojna - tak o sporze prezydenta, premiera i partyjnych liderów mówią "Dziennikowi" politycy PiS. - Trzeba było ratyfikować Traktat szybko i po ciuchu - dodają. Gazeta próbuje odsłonić kulisy toczonej w zaciszu gabinetów walki o Traktat Lizboński.
Według jednego z informatorów "Dziennika" - posła PiS - lidera tej partii Jarosława Kaczyńskiego do konfrontacji skłoniło to, że nie ufa Tuskowi. - Prezes wierzy, że Tusk mógł sprzedać korzystne rozwiązania traktatowe w zamian za korzyści gospodarcze, albo dlatego, że jest miękki w rozmowach, szczególnie z Niemcami. Po drugie Kaczyńskiego przekonano, że pod naporem ojca Rydzyka PiS pęknie i dlatego trzeba zrobić gest wobec eurosceptyków - mówi rozmówca gazety.
Kaczyński miał liczyć na to, że Platforma się cofnie, nie chcąc psuć sobie notowań w Europie. Jednak prezes PiS nie wziął pod uwagę tego, że PO pójdzie na starcie. - Nie chcą poprzeć traktatu? Ogłosimy referendum i ich zgnieciemy! - entuzjastycznie oceniał jeden z posłów PO.
PiS pod ścianą
Prawo i sprawiedliwość rzeczywiście znalazły się pod ścianą - stwierdza "Dz". Wszystkie partie popierały Lizbonę.
To nie byłaby starcie partii, ale wojna PiS kontra państwo. Wybór jest prosty: jesteś za czy przeciw Unii. PiS zostanie zepchnięty do antyeuropejskiego narożnika. Polityk PO o sytuacji PiS w przypadku odmowy ratyfikacji Traktatu
I jak opowiada polityk PiS, jego partii nie pozostałoby nic innego, jak iść do referendum i wzywać do głosowania na "nie". - Gdyby jeszcze frekwencja była poniżej 50 proc, Tusk poniósłby klęskę - mówi. PiS-owi potrzebne było jednak wsparcie prezydenta, a ten nie miał ochoty na stracie, zwłaszcza, że u jego boku stał Michał Kamiński - zwolennik ratyfikacji.
Zwolennicy wojny postanowili namówić Jarosława Kaczyńskiego, by przekonał swojego brata do zaangażowania się po stronie PiS. 15 marca Zbigniew Ziobro i Jacek Kurski rzeczywiście przekonali prezydenta, by kupił ich pomysł.
Efekt rozmów z prezydentem był nadspodziewanie pomyślny. Lech Kaczyński zgodził się wygłosić napisane przez Kurskiego przemówienie, a całą sprawę udało się zachować w tajemnicy przed Kamińskim.
Rejestracja orędzia poszła bardzo sprawnie. Po emisji nie było zastrzeżeń, niemal połowie Polaków wystąpienie się podobało. Spotkało się ono jednak ze zmasowaną krytyką mediów. (ZOBACZ ORĘDZIE PREZYDENTA LECHA KACZYŃSKIEGO)
Fiasko w pałacu
Cztery dni po wygłoszeniu orędzia doszło do spotkania Lecha Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem. W rozmowie nie chciał brać udziału Michał Kamiński. - Był załamany - mówi informator "Dziennika".
Jeśli prezydent i PiS opowiedzą się przeciw traktatowi, to będzie mój koniec w polityce. Michał Kamiński po spotkaniu premiera i prezydenta w Pałacu
Jeden z uczestników rozmów relacjonuje, że spotkanie było bardzo nieprzyjemne. Tusk przyniósł prezydentowi teczkę z ekspertyzami, które dowodziły, że jego propozycja ustawy ratyfikacyjnej jest niekonstytucyjna. Prezydent nie chciał jej nawet dotknąć. Tylko raz, gdy ekipa rządowa ostro obstawała przy referendum, prezydent miał powiedzieć: -A jeśli będzie referendum, to co ja zrobię?
Rozmowy nie przyniosły rezultatu.
Kamiński kontratakuje
Po rozmowach w pałacu Michał Kamuński przedstawił prezydentowi czarną wizję: strategia pójścia do antyeuropejskiego narożnika prowadzi do zguby. PiS może się rozpaść, ale największym przegranym będzie prezydent. Bo to on wynegocjował traktat i to on znajdzie się w międzynarodowej izolacji.
Ta groźba i widmo referendum, podziałały na prezydenta. Kaczyński wezwał do siebie Macieja Łopińskiego, najbliższego doradcę. Powierzył mu misję zaaranżowania kolejnego spotkania z Donaldem Tuskiem, tym razem w Juracie.
Jest zgoda!
Rozmowa ostatniej szansy odbyła się w prezydenckiej rezydencji na Półwyspie Helskim. Przed spotkaniem premier Tusk powtarzał: - Jeżeli rozmowa nie da rezultatu, będzie referendum.
Rozmawiałem z Lechem, jakiego znałem wiele lat temu. Donald Tusk po spotkaniu na Helu
Lody zostały jednak przełamane. Prezydent i premier mówili sobie po imieniu, popijali wino. Premier powiedział potem swoim najbliższym współpracownikom, że "rozmawiał z Lechem, jakiego znał wiele lat temu". Prezydent miał proponować nawet spotkanie w gronie: oni dwaj, Jarosław Kaczyński i Grzegorz Schetyna.
Walka do końca
- To kapitulacja, do której prezydent został namówiony przez Kamińskiego. Klęska, której chcą nadać pozory sukcesu. To pudrowanie syfilisa - miał mówić w rozmowach z partyjnymi kolegami Jacek Kurski.
W Sejmie, tuż przed głosowaniem nad ratyfikacją traktatu, doszło do spotkania prezydenckich ministrów Anny Fotygi i Macieja Łopińskiego ze Sławomirem Nowakiem i Tomaszem Arabskim, reprezentującymi premiera. Prezydenckim ministrom zależało na tym, by Tusk przemawiał jako pierwszy, choć zgodnie ze zwyczajem to głowa państwa powinna wystąpić przed szefem rządu. - Powiedzieli nam, że Kaczyński chce wystąpić po Tusku, bo mu nie ufa. To było skandaliczne, ale ustąpiliśmy - mówi osoba bliska premierowi.
Źródło: Dziennik
Źródło zdjęcia głównego: TVN24