- To sytuacja niesamowicie zaskakująca i przykra, że jednak poważna komisja pod przewodnictwem konstytucyjnego ministra pozwala sobie złożyć swój podpis pod czymś, co w bardzo krótkim czasie okazuje się poświadczeniem nieprawdy - skomentowała w TVN24 Małgorzata Wassermann odnosząc się do ostatnich doniesień "Rzeczpospolitej", jakoby głos w kokpicie TU 154, przypisany dotąd gen. Błasikowi, w rzeczywistości należał do drugiego pilota mjr Roberta Grzywny. Jak twierdzi mec. Bartosz Kownacki, pełnomocnik rodziny gen. Błasika, "być może ktoś nie dopełnił swoich obowiązków".
Jak napisała "Rzeczpospolita" do nowych ustaleń doszli biegli z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. dr Jana Sehna w Krakowie. Podważają one kluczowe tezy raportów rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) - o tym, że obecność dowódcy Sił Powietrznych w kabinie pilotów pośrednio wywierała na nich presję. Jak napisał dziennik wielomiesięczna analiza za pomocą specjalistycznego sprzętu, komputerowe porównywanie próbek głosów, wykluczyły przypisanie generałowi jakichkolwiek słów wypowiadanych w kabinie podczas lądowania. Z ustaleń biegłych wynika, że dowódca Sił Powietrznych żadnych komend nie wydawał.
Po tych doniesieniach rodziny ofiar są zgodne, że komisja Millera w swoim raporcie dot. katastrofy popełniła karygodny błąd. Według córki tragicznie zmarłego Zbigniewa Wassermanna, osoby pracujące nad śledztwem "bardzo się skompromitowały", podpisując się pod raportem, w którym słowa wypowiadane w kokpicie samolotu były błędnie przypisywane gen. Błasikowi.
"Nie dbali o polski interes"
Skutki tego nie były przecież tylko w sferze uczuć pani Ewy i jej rodziny, ale też miały ogromny oddźwięk na całym świecie i doprowadziły do sytuacji, w której cały świat był przekonany, że do katastrofy doprowadził pijany polski generał, który zmuszał na polecenie prezydenta pilotów do lądowania mec. Bartosz Kownacki
Z kolei mec. Bartosz Kownacki, pełnomocnik bliskich generała uznał, że "być może ktoś nie dopełnił swoich obowiązków", a wpływ błędnego zbadania stenogramów wywarł wpływ nie tylko na jego rodzinę. - Skutki tego nie były przecież tylko w sferze uczuć pani Ewy i jej rodziny, ale też miały ogromny oddźwięk na całym świecie i doprowadziły do sytuacji, w której cały świat był przekonany, że do katastrofy doprowadził pijany polski generał, który zmuszał na polecenie prezydenta pilotów do lądowania - powiedział. Jak dodał, jeśli te informacje podane przez "Rzeczpospolitą" się potwierdzą, to okaże się, że "polscy urzędnicy tam w Rosji w sposób nieprawidłowy dbali o polski interes".
"Istoty to nie zmienia"
Były akredytowany przy MAK Edmund Klich powiedział w piątek w TVN24, że badanie biegłych "porządkuje pewne sprawy, ale istoty to nie zmienia". Według niego nie powinno podważać się tego, że gen. Błasik "był w kokpicie do końca". - To, że nie czytał (komend) świadczy o tym, że nie włączył się do pilotowania. Natomiast był w kokpicie. (...) Tam są słowa kapitana chyba, który zwraca się do niego: panie generale - mówił Klich. Przypomniał, że także Rosjanie po obrażeniach i po miejscu znalezienia ciała ustalili, że gen. Błasik był (w kokpicie) do końca. - A ocena, czy to były jakieś naciski, czy ktoś mógł to odczuć jako naciski to jest sprawa indywidualna - zaznaczył.
Bez komentarza
Doniesień "Rzeczpospolitej" nie komentuje Naczelna Prokuratura Wojskowa. - Poczekajmy na poniedziałkową konferencję w sprawie ustaleń ekspertów - powiedział w piątek prokurator kpt. Marcin Maksjan. I dodał: - Gdybym się odniósł do tych doniesień, nie mielibyśmy po co wychodzić w poniedziałek na konferencję.
Nie wiadomo, czy na konferencji zostaną ujawnione pełne stenogramy rozmów z kokpitu samolotu.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24