- Nie ma osoby, której nie da się zatrzymać - mówi z przekonaniem naczelnik wydziału operacji pościgowych z Centralnego Biura Śledczego. Skąd taka pewność? Policjanci ze specjalnych grup poszukiwawczych w ostatnich latach wyłapali w Polsce i za granicą wszystkich najgroźniejszych bandytów. Jak sami mówią, liczy się kreatywność - przebierają się robotników, listonoszy, a nawet kolędników, byleby dotrzeć do poszukiwanego przestępcy.
W weekend w Sztokholmie wpadł włamywacz dobrze znany części mieszkańców Poznania. Po kilkudziesięciu włamaniach do galerii handlowych i samochodów, wyjechał do Szwecji, założył rodzinę i myślał, że zatarł za sobą wszystkie ślady.
Jeżeli już nie było innego wyjścia, to trzeba było przebrać się za szopkę, chodzić po mieszkaniach i śpiewać kolędy oficer operacyjny policji
Najtrudniejszy pierwszy krok
Najtrudniej jest chwycić pierwszy trop. Ale niekiedy po latach żmudnej pracy udaję się znaleźć punkt zaczepienia. - Wracamy i analizujemy całe jego życie przed poszukiwaniem i poruszamy się w tych obszarach, kręgach rodzinnych i przestępczych w których on się poruszał - odsłania kawałek policyjnej kuchni kom. Grzegorz Prusak, naczelnik wydziału poszukiwań i identyfikacji osób biura kryminalnego Komendy Głównej Policji.
Od kilku lat we wszystkich komendach wojewódzkich policji działają specjalne grupy poszukiwawcze. Teraz stworzono kolejną, w Centralnym Biurze Śledczym.
Jedna zasada
Regułą działania tych policjantów jest to, że nie ma reguł. Każdy pomysł na zatrzymanie przestępców jest dobry, o ile jest zgodny z prawem. Na przykład można przebrać się za robotników. - Siedziałem w koparce i obserwowałem samochody. Znałem markę o kolor i gdy zobaczyłem ten samochód, to reszta kolegów odrzuciła szpadle i przystąpiła do zatrzymania - opowiada oficer wydziału poszukiwań biura kryminalnego Komendy Głównej Policji.
Policjantom nie obce są też przebrania listonoszy, kolejarzy, pracowników gazowni czy elektrowni. - Jeżeli już nie było innego wyjścia, to trzeba było przebrać się za szopkę, chodzić po mieszkaniach i śpiewać kolędy - dodaje oficer operacyjny policji.
Doby w krzakach i SMS-y
Często ich praca to czekanie. - Leżeliśmy trzy doby. Zmienialiśmy się w cyklach 12-godzinnych. Leży się ciężko, szczególnie, że w ciągu dnia trudno wyjść z tych krzaków nie zdradzając się - opowiada oficer, który w swoim repertuarze ma też rolę operatora koparki.
Są też sposoby, by przestępca sam wyszedł z ukrycia i ujawnił się policjantom - np. SMS z informacją o nagrodzie czy promocji w pobliskim sklepie. - Zazwyczaj bierze górę albo chciwość albo ciekawość. Osoba wówczas wychodzi i jest już w naszych rękach - zdradza jeden z oficerów operacyjnych policji.
Efekt? W ciągu ostatnich lat w ręce policji wpadli wszyscy najgroźniejsi przestępcy z policyjnej top listy.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN