Nie ma w Polsce szpitala, który nie miałby sprzętu medycznego z charakterystycznym czerwonym serduszkiem. Nie ma też lekarza, który nie byłby wdzięczny za nasze wspólne zimowe granie. I co najważniejsze - przybywa rodzin, które dzięki Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy są w komplecie. Pierwsze dzieci, którym orkiestrowy sprzęt uratował życie, mają dziś po 20 lat.
Wada serca - to brzmi bardzo ogólnie, ale pani Marzena Fuczek kilkanaście lat temu musiała poznać szczegóły. - To była tetralogia Fallota z brakiem zastawki tętnicy płucnej, przy czym miał hipoplazję oskrzeli, ponieważ tętnice płucne były wielkości dorosłego człowieka - mówi matka Kuby Marzena Fuczek. To był trzeci taki przypadek na świecie, przy czym dwa poprzednie skończyły się śmiercią dziecka.
Potrzebna pomoc
Kuba, syn pani Marzeny trafił tuż po urodzeniu do warszawskiego Centrum Zdrowia Dziecka, przeszedł skomplikowaną operację z wykorzystaniem sprzętu, o którym kilka lat wcześniej kardiochirurdzy z tego szpitala mogli tylko marzyć. - Dzieci umierały, rozpoznanie wady wrodzonej serca dla rodziców wtedy wiązało się z poczuciem zagrożenia życia dziecka. Nasze płuco serce, nasz aparat był zużyty, serwis nie chciał go już reperować i w związku z tym to było - albo będziemy kontynuować to, co jest naszym zawodem, albo nie będziemy tych dzieci ratować - wspomina prof. Bohdan Maruszewski z kliniki kardiochirurgii Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.
Apel o pomoc podjął Jurek Owsiak, w pierwszej zbiórce udało się zebrać 1700000 dolarów, dzięki którym w sprzęt zaopatrzono wszystkie dziesięć ośrodków kardiochirurgii w Polsce. Łącznie w ciągu dwudziestu lat kupiono ponad 23 tys. różnego rodzaju urządzeń medycznych.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24