Z nieoficjalnych informacji TVN24 wynika, że 10 kwietnia kontroler na lotnisku Sewiernyj już w odległości kilometra od pasa mógł nie widzieć na radarze prezydenckiego tupolewa. Informacji tych oficjalnie nie da się potwierdzić, bo w tajemniczy sposób zniknęły też zapisy z radarów. A nie są to jedyne dokumenty, których od Rosjan nie może doprosić się strona Polska.
Co widzieli na radarach kontrolerzy lotniska Siewiernyj? Na to mogłyby odpowiedzieć zapisy z radarów, które jak zeznali świadkowie były, ale zniknęły.
- Nie dostaliśmy tych taśm, a wielokrotnie wnioskowaliśmy o to, argumentując, że można by je odczytać w naszych laboratoriach, ale nie dostaliśmy ani odpowiedzi, ani tych taśm - przyznaje w programie "Czarno na Białym" Edmund Klich, polski akredytowany przy Międzypaństwowym Komitecie Lotniczego (MAK), który bada przyczyny katastrofy.
- Dzięki nim można by dokładnie określić sposób działania kontrolerów - dodaje.
Kluczowe, ale niedostępne
Nie są to jedyne dokumenty, o które strona polska prosiła, a których nie dostała. Chodzi np. o stenogramy z całości rozmów na wieży kontrolenej, w tym tych z telefonów komórkowych, które pozwoliłyby ustalić, kto w Moskwie wydał pozwolenie na lądowanie wbrew sugestiom kontrolera. Oficjalnym powodem odmowy jest fakt, że strona Polska wbrew woli MAK opublikowała stenogramy z czarnych skrzynek prezydenckiego tupolewa.
- Miałem dostać stenogramy z wieży, ale nie dostałem, bo powiedziano mi, że ujawnienie stenogramów było naruszeniem umowy i dodano, że jak je dostanę, to mogę być zmuszony do przekazania ich jakimś instytucjom - mówi Klich.
Lider był za drogi?
Zagadką pozostaje też to, dlaczego na pokładach vipowskich samolotów od 2009 roku nie było tzw. liderów, czyli specjalistów od konkretnych lotnisk, którzy znali też bardzo dobrze język kraju, w którym lądowano. Z obecności lidera 10 kwietnia zrezygnował 36. pułk, gdyż jak argumentowano, kapitan samolotu Arkadiusz Protasiuk zna rosyjski. - Nie znam żadnego dokumentu, czy certyfikatu, który by to potwierdzał - mówi Edmund Klich.
Inni eksperci zwracają uwagę, że powód, dla którego rezygnowano z liderów jest prozaiczny: pieniądze. - Lider kosztuje. Trzeba zapłacić za jego przelot, hotel, trzeba zapłacić jemu samemu - mówi płk Robert Latkowski, były dowódca 36. pułku lotnictwa transportowego.
Wg TVN24, prokuratura rozważa postawienie zarzutów dwóm osobom, odpowiedzialnym za organizację lotu z 10 kwietnia.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24