- To było tak, jak tragedia grecka, nie było dobrego wyjścia, każde wyjście było złe. Niewywołanie powstania to odpowiedź pozytywna na twierdzenia Stalina: nie było żadnej Armii Krajowej. Nie było mądrych, byli mniej lub bardziej zdeterminowani - powiedział w "Faktach po Faktach" prof. Władysław Bartoszewski, wspominając Powstanie Warszawskie. I dodał: był sens przeżyć, aby być świadkiem.
Prof. Bartoszewski wspominając swoje początki w Armii Krajowej powiedział, że przysięgę składał w istniejącym do dziś domu na ul. Słupeckiej obok pl. Narutowicza w Warszawie.
- Przysięgę składałem na ręce mojego ówczesnego szefa "Piotra". Był to Eugeniusz Czarnowski. Późniejszy więzień Moskwy w procesie 16-tu. Zmarły bardzo młodo, bo już w roku 1947 - powiedział prof. Bartoszewski.
"Byłem jedną z mróweczek"
Podkreślił, że był prześladowany przez okupanta zanim cokolwiek zrobił, nie było to na pewno za przynależność do AK, bo w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu znalazł się, jako osoba - jak to określił - zaliczona do tępienia i uciskania.
Mówiąc o pierwszej pracy w AK, powiedział, iż zajmując się tzw. białym wywiadem, analizował różne informacje napływające z całej Polski, z których tworzyło się materiały do wysyłki do Londynu do naczelnego dowództwa. - Byłem jedną z mróweczek - zaznaczył prof. Bartoszewski.
Pytany, gdzie był, kiedy 1 sierpnia wybuchło Powstanie Warszawskie, odpowiedział: - Byłem przydzielony do uruchomionej na krótki czas, bo myślano, że powstanie potrwa kilka dni, placówki informacyjno-radiowej AK kryptonim "Anna" przy ul. Marszałkowskiej 62. Była to radiostacja krótkiego zasięgu, która pomagała porozumieć się z Żoliborzem lub Mokotowem.
"Nie było innego wyjścia"
Mówiąc o braku pomocy ze strony Armii Czerwonej dla powstańców, prof. Bartoszewski tak wspomniał to, co czuli walczący w stolicy: - Myśmy byli tak naiwni, że uważaliśmy, iż nawet, jeśli Armia Czerwona ma aspiracje do trwałego opanowania Wilna lub Lwowa, to Warszawa jest stolicą Polski, Związek Sowiecki jest sojusznikiem Ameryki i Anglii. My walczymy na frontach wschodu, pod tym samym dowództwem w Londynie. A okazało się, że to wszystko było omamem politycznym - powiedział prof. Bartoszewski.
Jego zdaniem, jeśli chodzi o Powstanie Warszawskie nie było innego wyjścia, jak walczyć. - To było tak, jak tragedia grecka, nie było dobrego wyjścia, każde wyjście było złe. Niewywołanie powstania to odpowiedź pozytywna na twierdzenia Stalina: nie było żadnej Armii Krajowej. Nie było mądrych, byli mniej lub bardziej zdeterminowani - powiedział prof. Bartoszewski.
Dziś, jak mówi, kiedy słyszy, jak ludzie wspominają Powstanie Warszawskie, jak o nim mówią, wie, że jest to największym potwierdzeniem, że "miało sens przeżyć, aby być świadkiem".
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24