- Kancelaria zbyt otwarcie relacjonowała rozmowę prezydenta z Barackiem Obamą, być może powiedziano o pół słowa za dużo - tak Waldemar Dubaniowski w rozmowie z TVN24 ocenił wpadkę kancelarii prezydenta. Jego zdaniem jednak, najważniejsze jest to, że do rozmowy z Obamą w ogóle doszło.
Ale słowo wyjaśnienia powinno paść, bo ktoś może powiedział za dużo po prostu z radości Ale słowo wyjaśnienia powinno paść, bo ktoś może powiedział za dużo po prostu z radości
- Być może powiedziano o pół słowa za dużo. Na pewno warto w takich sytuacjach, żeby z kancelarii był tylko jeden głos. Politycy powinni ustalić, jak się wypowiadać w takiej sprawie - podkreśla.
Mała wpadka czy skandal?
Zdaniem Dubaniowskiego, nie trzeba jednak nikogo z kancelarii wyrzucać. - Przydałoby się jedynie wyjaśnienie. To nie jest epokowa wpadka, urzędnikom zdarzały się większe - przypomina. - Ale słowo wyjaśnienia powinno paść, bo ktoś może powiedział za dużo po prostu z radości - odpowiada dyplomatycznie.
Po rozmowie telefonicznej Baracka Obamy z Lechem Kaczyńskim kancelaria podała, że Obama powiedział, iż "projekt obrony antyrakietowej będzie kontynuowany". Zaraz potem starszy doradca prezydenta-elekta Denis McDonough ogłosił oświadczenie dementujące ten fragment komunikatu. Wpadkę ostro skomentował minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. - Jest mi bardzo niemiło, że musiałem się dzisiaj na bardzo wysokim szczeblu w Departamencie Stanu tłumaczyć za Polskę - powiedział w "Magazynie 24 Godziny" w TVN24.
Polska wyróżniona
Jak jednak ocenia Dubaniowski, bardzo dobrze, że doszło do rozmowy z Barackiem Obamą. - Polska została w pewien sposób wyróżniona, bo prezydent-elekt rozmawiał i z Lechem Kaczyńskim, i z Donaldem Tuskiem - mówi. Według niego, to świadczy o silnej relacji Polski z USA. - Kontakty polsko - amerykańskie rozwijają się spokojnie i na bardzo dobrym poziomie - dodaje.
Dubianowski zdradził też, jak wygląda przeprowadzenie rozmowy na najwyższym szczeblu. - Każda taka rozmowa jest wcześniej ustalona na szczeblu ministerstw spraw zagranicznych - mówi. - Przy 99 procent rozmów obecny jest tłumacz - dodaje. Jak tłumaczy również, przy takich telefonach obecni są tylko wskazani przez prezydenta. - Chyba że chodzi o sprawy ściśle tajne - wtedy mogą być obecni tylko ci, którzy mają specjalne uprawnienia - wyjaśnia.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24