Jak poradzić sobie z trudną przeszłością agentów i poszkodowanych? Niemcom się udało. - Udostępniono akta Stasi, zachowując przy tym standardy państwa prawa. Nadrzędnym celem jest ujawnienie prawdy, ale nie wolno zapominać o prawach człowieka - wyjaśnił w Magazynie "24 Godziny" dyrektor Niemieckiego Instytutu Historycznego Klaus Ziemer.
- Niemcy nie uniknęły dyskusji nad enerdowską przeszłością, ale przyjęte rozwiązanie pochodzi jeszcze z ostatniej fazy NRD, gdy opozycja zdecydowała się udostępnić akta - powiedział profesor Ziemer, dyrektor Niemieckiego Instytutu Historycznego.
Kto ma dostęp do teczek?
W 1990 roku utworzono w Niemczech Instytut Gaucka, który przejął archiwa Ministerstwa Bezpieczeństwa - Stasi. Obecnie Instytut dysponuje ponad 180 kilometrami akt, które są udostępniane pokrzywdzonym, a także byłym agentom, naukowcom i dziennikarzom. Pokrzywdzony ma prawo wglądu do wszystkich teczek, ma także możliwość ich kopiowania. Jeśli ktoś sam był agentem, może zobaczyć dokumenty z obserwacji przed werbunkiem, nie ma jednak dostępu do pisanych przez siebie donosów.
- Jeśli ktoś przypuszcza, że ma własną teczkę, może uzyskać dostęp do dokumentów - tłumaczy Ziemer. Jak dodaje, konieczne jest uzasadnienie wniosku o wydanie akt. Instytut zwraca również uwagę na ochronę danych osobowych. - Jeśli na przykład dziennikarz prosi o udostępnienie materiałów, to tajemnicą zostają objęte nazwiska osób wymienionych w aktach, które jednak nie mają bezpośredniego związku z daną sprawą - wyjaśnia dyrektor Instytutu. Jak dodaje, wszystko po to, by chronić ich dane.
"Trzeba ujawniać całą prawdę"
Według profesora, nadrzędnym celem Instytutu jest ujawnienie całej prawdy. - Ale z drugiej strony są też prawa człowieka i prawa podejrzanych - zaznacza profesor. - Nie można ich oskarżać dopóki nie ma dowodów, że faktycznie współpracowali - dodaje.
Ziemer wyjaśnił też, że w Niemczech politycy są poddawani lustracji, ale doniesienia o agenturalnej przeszłości ministrów i deputowanych pojawiały się już po wyborach. - Co ciekawe, w niektórych landach to nawet pomagało - przyznaje profesor. - Nawet jeśli posłowie rezygnowali, wielu z nich zostało wybranych w następnej kadencji - podkreśla.
Trzeba ujawniać całą prawdę, ale z drugiej strony są też prawa człowieka i prawa podejrzanych. Nie można ich oskarżać dopóki nie ma dowodów, że faktycznie współpracowali. Profesor Klaus Ziemer, dyrektor Niemieckiego Instytutu Historycznego
Instytut ponad podziałami
- Urzędowi Gaucka udało się stworzyć opinię ponadpartyjnego organu, a jego oceny zazwyczaj nie są kwestionowane - uważa Ziemer. Jak ocenił, pracownicy niemieckiego Instytutu są bardzo wstrzemięźliwi jeśli chodzi o dostęp do niepewnych akt. - Nawet jak gdzieś jest napisane "TW", nie wiadomo, czy ktoś rzeczywiście był współpracownikiem - zauważa profesor.
Każde społeczeństwo ma swoje specyficzne problemy. Dla nas fiaskiem zakończyła się próba rozliczenia z nazizmem. Profesor Klaus Ziemer, dyrektor Niemieckegoi Instytutu Historycznego
Jak przyznał jednak, trudno powiedzieć, co jest przyczyną kłopotów z teczkami w Polsce. - Każde społeczeństwo ma swoje specyficzne problemy. Dla nas fiaskiem zakończyła się próba rozliczenia z nazizmem - zaznaczył. I przyznał, że Instytut Gaucka to dla Niemców odrobiona lekcja.
jk/korv
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24