30-letni Bartłomiej Mych z Tychów tydzień temu zginął od policyjnych kul w Holandii. Tamtejsi funkcjonariusze przyjęli zgłoszenie o awanturującym się mężczyźnie uzbrojonym w nóż. Rodzice o śmierci syna dowiedzieli się od kuzyna, bo policja nie poinformowała ani ambasady, ani rodziny. – Czy trzeba było strzelać? Matka zabitego wciąż zadaje to pytanie.
Zostali sami. Z poczuciem bezradności i bolesnymi pytaniami: Ile kul, kto strzelał, dlaczego, czy nie można było tego inaczej załatwić?... Pytania pojawiły się zupełnie nieoczekiwanie. Bo nie taki miał być finał wyjazdu ich 30-letniego syna do pracy w Holandii.
O samym zajściu rodzice wiedzą bardzo mało. Bartłomiej od jakiegoś czasu nie miał pracy. Być może to go podłamało. Do jego mieszkania holenderskim Veenendaal ktoś wezwał patrol policji, bo Bartłomiej miał podobno wygrażać nożem. Na miejsce przyjechało siedmiu policjantów.
Matka: Czy nie było innych środków?
- Nie wiem, jakie to zagrożenie. Jeden mężczyzna z nożem i siedmiu wyszkolonych policjantów z bronią palną. Czy trzeba było tę akcję tak przeprowadzić, czy nie było innych środków? – pyta Grażyna Mych, matka zastrzelonego Bartłomieja.
Bartłomiej zginął od kul. Szczegóły akcji policji zostały utajnione. Jak tłumaczą Holendrzy - dla dobra śledztwa.
Rodzice o śmierci syna dowiedzieli się nie od holenderskiej policji, tylko od kuzyna, który tak jak Bartłomiej mieszkał w Veenendaal. Holendrzy nie zawiadomili o zajściu nawet polskiej ambasady w Hadze.
Bez odpowiedzi na pytania
- Nie otrzymaliśmy informacji w należytym terminie o śmierci Polaka – potwierdza Renata Kowalska z wydziału konsularnego ambasady RP w Hadze. Tłumaczy, że o zajściu ambasada dowiedziała się z mediów. Do holenderskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych trafiła już skarga w tej sprawie.
Matka Bartłomieja próbowała w czwartek uzyskać odpowiedź na swoje pytania od holenderskiej policji. - Nie odpowiedzieli na żadne moje pytanie, tłumaczą się dobrem śledztwa – mówi kobieta.
Pogrzeb Bartłomieja ma się odbyć w sobotę, w Polsce. A holenderskie śledztwo - wyjaśnianie postępowania policjantów i ofiary - może trwać długie miesiące.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24