"To ekipy telewizyjne przesłuchały kierowcę, bo wisiały nad jego łóżkiem" - napisali dziennikarze gazety.pl w tekście, w którym napiętnowali media za - ich zdaniem - niesmaczne relacje z wypadku autokaru w centrum Świdnicy w zeszłym tygodniu.
Gazecie nie podoba się zadawanie pytań kierowcy leżącemu na szpitalnym łóżku. Autor połajanki zapomina, że ich reporter był w szpitalu i najwyraźniej zadawał kierowcy te same pytania. W dniu wypadku gazeta.pl cytowała kierowcę: „Na trasie prowadziła mnie jedna z nauczycielek. To ona wskazywała mi drogę. Nie zauważyłem znaku. Autobusami jeżdżę od 18. roku życia. Jest mi naprawdę bardzo przykro - mówił NAM około 50-letni mężczyzna”.
Jasne jest, że jeśli dziennikarze telewizyjni zgrzeszyli, to ich kolega z Gazety ma dokładnie taki sam grzech na sumieniu. A co do grzechu: była zgoda samego kierowcy (który prosił, aby nie pokazywać jego twarzy - co zostało uszanowane), lekarze i policja nie wyprosili dziennikarzy. Kierowca, dzięki pośrednictwu mediów mógł przynajmniej wytłumaczyć, jak - jego zdaniem - doszło do wypadku. Widzowie dowiedzieli się, że sprawca wypadku ma kilkudziesięcioletni staż, usłyszeli, że po prostu popełnił błąd. - Wyłączyłem na moment swoją ostrożność - mówił.
Takie sytuacje zawsze są dla dziennikarzy trudne. Jakich form przekazu użyć, gdzie są granice dobrego smaku, empatii? Zadaliśmy sobie te pytania. Czy uczyniła to Gazeta.pl decydując się na wypytywanie kierowcy w dniu wypadku, a teraz – wbrew jego woli - na informowanie o tym, że trafił na oddział psychiatryczny? "Lekarzu, lecz się sam" - choć naszym zadaniem choroba ta, to nie tyle brak wrażliwości, co niebezpiecznie zaawansowana hipokryzja. Chyba nieuleczalna.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Adam Hawałej