Po apelu amerykańskiego prezydenta Baracka Obamy, Polska zadeklarowała wysłanie do Afganistanu nawet 600 dodatkowych żołnierzy. Mimo to, zdaniem byłego dowódcy wojsk lądowych Waldemara Skrzypczaka, polski kontyngent jest zbyt mały. Jak mówił w magazynie "24 godziny" do Afganistanu powinno wyjechać ok. 1,4 tys. polskich żołnierzy więcej.
Kilka dni temu amerykański prezydent Barack Obama w rozmowie telefonicznej z Donaldem Tuskiem poprosił o wsparcie dla amerykańskich żołnierzy w Afganistanie. Premier na prośbę odpowiedział pozytywnie. Do Afganistanu może pojechać ok. 600 polskich żołnierzy, kolejnych dwustu będzie stacjonować w Polsce w tzw. odwodzie. Sami Amerykanie do Afganistanu zamierzają posłać dodatkowo 30 tys. swoich ludzi.
Za mało Polaków
Zdaniem wojskowego, polski kontyngent w Afganistanie powinien liczyć w sumie około 4 tys. żołnierzy. - Amerykanie w prowincjach dużo mniejszych mają po 6-8 tys. żołnierzy - przekonywał.
Generał Skrzypczak miał też inne argumenty, które miałyby przemawiać za posłaniem do Afganistanu większej ilości naszych wojskowych. Chodzi o region,w którym stacjonują Polacy. - Rejon operacji jest bardzo rozległy, poza tym jest bardzo trudny - ocenił były dowódca wojsk lądowych. I dodał: - W tym rejonie nasi żołnierze walczą z talibami i walczą z terenem. Zatem prowadzenie operacji jest niezwykle trudne i wymaga od żołnierzy dużego wysiłku.
Ale to nie wszystko. Gen. Skrzypczak mówił też o tym, że Polakom w Afganistanie brakuje sprzętu. - Na dzień dzisiejszy tego sprzętu w dostatecznej ilości nie ma. Przykładem jest brak śmigłowców - powiedział. Zdaniem Skrzypczaka maszyn tych brakuje nie tylko na operację w Afganistanie, brakuje też na wyszkolenie żołnierzy w kraju.
Dobra strategia?
Jak były dowódca wojsk lądowych ocenia przedstawioną przez Baracka Obamę nową strategię ws. Afganistanu i wysłaniu dodatkowych 30 tys. amerykańskich żołnierzy. - Strategia wydaje się być nadal błędna. Jest podobna do tej, która była w Iraku - ocenił Skrzypczak.
- My militarnie możemy okresowo tę wojnę wygrać. W ciągu pół roku do roku możemy opanować sytuację, rozbić talibów. Ale co dalej? - pytał generał. Zdaniem wojskowego trzeba stworzyć takie warunki, aby Afganistan jako państwo mógł normalnie funkcjonować. - Żeby Afgańczycy nie musieli uprawiać opium a normalnie funkcjonować - podkreślił.
Krytyka armii
Były dowódca wojsk krytykował nie tylko działania w Afganistanie. Dostało się też polskiej armii. - Armia jest mocno upolityczniona. W sensie bardzo negatywnym - powstało wiele koterii, wiele układów towarzyskich, które przekładają się na politykę personalną i nie tylko - ocenił.
Zdaniem gen. Skrzypczaka jest to "bardzo złe". - To jest zła strona politycznej ingerencji w sprawy armii - ocenił.
Odszedł po krytyce
Generał Waldemar Skrzypczak odszedł z armii pod koniec sierpnia. Stało się to po tym, jak skrytykował Ministerstwo Obrony Narodowej na pogrzebie polskiego oficera poległego w Afganistanie. Wojskowy zarzucił resortowi biurokrację, jego zdaniem MON utrudniał zakupy sprzętu, którego najbardziej potrzebują żołnierze. W wypowiedzi dla prasy generał dodał, że można było uniknąć śmierci w bitwie z talibami, gdyby żołnierze dysponowali lepszym sprzętem.
W reakcji na wypowiedzi generała, minister obrony Bogdan Klich uznał, że zakwestionował on w ten sposób zasadę cywilnej kontroli nad armią. Także prezydent Lech Kaczyński ocenił, że dowódca Wojsk Lądowych przekroczył dopuszczalne granice. Generał, który zapewniał, że nie podważa cywilnej kontroli nad wojskiem, podał się jednak do dymisji.
Jego miejsce zajął gen. Tadeusz Buk.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24