- Gdyby mój syn podpisał taką deklarację, dziś by nie żył – uważa pani Małgorzata, której syn wybudził się ze śpiączki po ciężkim wypadku. W programie "Teraz My!" i "Teraz My! Dogrywka" krytykowała przygotowywany projekt ustawy dot. deklaracji o rezygnacji z ratowania życia. Wokół tego projektu narosło mnóstwo przekłamań – odpowiadała posłanka Joanna Mucha, członek zespołu bioetycznego.
Konrad uległ ciężkiemu wypadkowi samochodowemu. Przez miesiąc leżał w śpiączce. Lekarze nie dawali mu żadnych szans. Dziś chodzi i powoli wraca do zdrowia. Pani Małgorzata, matka Konrada uważa, że gdyby jej syn podpisał "testament życia", zostałby odłączony od aparatury, która podtrzymywała go przy życiu. – Młody, zdrowy chłopak, mogliby pobrać jego organy – mówi Małgorzata Wojdyńska, mama 18-latka i dodaje, że jest przeciwna projektowanej ustawie o "testamencie życia".
Dwie instytucje
- W tym przypadku "testament życia" nie miałby zastosowania. My proponujemy coś „lżejszego” – przekonuje Mucha. Jak mówi posłanka PO, na projekt ustawy składają się dwie instytucje.
- Po pierwsze zdrowa osoba może poprosić żeby, w razie gdyby zaistniała taka sytuacja, nie wykonywano na niej procedur związanych z uporczywą terapia. Lekarz ma jednak prawo, ale nie musi się do tej prośby zastosować. Jeśli będzie miał tylko jakieś wątpliwości, wybierze życie – tłumaczy Mucha.prawa
- Druga instytucja to jest sytuacja, w której pacjent jest chory i ma pełną świadomość tego. Może zadecydować, że gdy straci przytomność, nie będzie na siłę podtrzymywany przy życiu. To jest instytucja, która chroni lekarza. W tym przypadku najprawdopodobniej taką deklarację podpisywano by w obecności notariusza - tłumaczy Mucha.
"Uwaga na nadużycia"
- Zawsze istnieje niebezpieczeństwo nadużyć, czy błędnych interpretacji. Ale ta ustawa nie musi nieść ze sobą takiego niebezpieczeństwa – uważa Artur Zawisza z Prawicy Rzeczpospolitej. Były poseł uważa, że temat jest bardzo trudny.
- Nie odmawiam szlachetności zespołowi bioetycznemu. Ale pozostaję sceptyczny. Współczesna liberalna cywilizacja czerpie z wątków hitlerowskiej eugeniki. Stąd rozpowszechnione przyzwolenie na aborcję i eutanazję. I w tym kontekście trzeba pamiętać, że jest tylko cienka czerwona linia między eutanazją a "testamentem życia". "Testament" nie musi do niej prowadzić. Niemniej istnieje niebezpieczeństwo nadużyć – podkreśla Zawisza.
Zdaniem Muchy gwarancją, że nadużyć nie będzie, jest etyka lekarska. - Sama instytucja "testamentu życia" działa tylko w sytuacji uporczywej terapii. Czyli takiej, która podejmowana jest w sytuacji, gdy pacjent już umiera - tłumaczy. I dodaje, że nikt nikogo nie zmusza do podpisywania deklaracji.
- Obostrzenia prawne muszą być bardzo restrykcyjne. Myślę, że obecność notariusza przy podpisywaniu deklaracji powinna być niezbędna, tak żeby nikt nigdy nikogo nie zmusił nikogo do podpisania takiego testamentu – mówi Zawisza.
Źródło: TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn