Spektakularną porażką prokuratury kończy się śledztwo w sprawie tzw. afery gruntowej. Do sądu trafią akty oskarżenia dla dwóch osób, które w tej sprawie były tylko pionkami - stwierdza "Dziennik". Prokuratura nie wyjaśniła również, kto ostrzegł Andrzeja Leppera o akcji CBA.
Mimo wielu miesięcy pracy CBA, intensywnych działań prokuratorów, pomocy ABW nie udało się udowodnić korupcji w Ministerstwie Rolnictwa. Na ławie oskarżonych nie zasiądzie Andrzej Lepper, który był celem akcji Centralnego Biura Antykorupcyjnego ani żaden z urzędników - pisze gazeta.
Prokuratura i służby nie zdołały ustalić, czy Ryba i Kryszyński byli w zmowie z Lepperem lub ze współpracownikami wicepremiera
Przeciek tylko domniemany
Zdaniem śledczych operację CBA "spalił" przeciek, który dotarł do Leppera tuż przed samym jej finałem. Szefowie służb i prokuratury w rządzie Jarosława Kaczyńskiego stawiali tezę, że za ostrzeżeniem lidera Samoobrony stał minister spraw wewnętrznych Janusz Kaczmarek.
To on miał przekazać wiadomość milionerowi Ryszardowi Krauzemu, który podzielił się sensacją z posłem Samoobrony Lechem Woszczerowiczem. Ten z kolei miał pobiec z informacją do szefa Samoobrony. Prokuratorom, funkcjonariuszom ABW oraz CBA nie udało się jednak dowieść, że taka była droga przecieku.
Krauze i Kaczmarek, nie zostali oskarżeni o zdradzenie tajnej misji służb. Usłyszeli jedynie zarzuty składania fałszywych zeznań.
Źródło przecieku to nie jedyna kontrowersja w tej sprawie. Zarzuty padają także pod adresem samego CBA. Działania biura ma wyjaśnić sejmowa komisja śledcza.
CBA zarzuca się m.in. bezprawne sfałszowanie dokumentów mających być podstawą "odrolnienia" działki. Sam Lepper twierdzi, że akcja została sfingowana, by go skompromitować i odwołać.
Prokuraturze brakuje dowodów
W sierpniu 2007 r. na słynnej prezentacji prokurator Jerzy Engelking zarysował prawdopodobną hipotezę, jak doszło do przecieku. Z nagrań i podsłuchów wynikało, że w aferę przeciekową zamieszani byli Kaczmarek i Krauze. Od tego czasu prokuratura nie zrobiła kroku naprzód. Nadal brakuje niezbitych dowodów i dlatego biznesmen oraz były polityk mogą być spokojni. „Dziennik” ustalił nieznane dotąd opinii publicznej fakty związane z tym śledztwem. Choć składają się w logiczną całość, to za mało, by mogły stać się dowodami przed sądem.
Nie ma wątpliwości, że w kluczowym momencie afery na 40. piętrze hotelu Marriott doszło do spotkania Krauze – Kaczmarek. Z informacji "Dz" wynika, że prokuratorzy w różnych miejscach świata przesłuchiwali gości hotelowych, którzy tamtego wieczora zajmowali pokoje na 40. piętrze. Wszyscy zeznali, że nie znają Kaczmarka i że nie wchodził on do ich apartamentów. Potwierdza to tezę, że minister był w pokoju 4020, w którym mieszkał Krauze.
Prokuratorzy mieli pomysł, żeby już po wybuchu afery oficjalnie przeszukać apartament 4020. Chcieli znaleźć odciski palców Kaczmarka i ślady zapachowe. W końcu jednak tego nie zrobili. Zdecydowali się natomiast na tajne wejście i założenie podsłuchów w tym pokoju. Nic to nie dało, bo Krauze już nigdy nie wrócił na 40. piętro Marriottu.
Kierowca Kaczmarka: woziłem go do hotelu Marriott
Wiele wskazuje na to, że Kaczmarek tuż po zdobyciu informacji o akcji CBA rozmawiał przez telefon z Krauzem. Połączenie z aparatem biznesmena zostało wykonane z anonimowego telefonu na kartę. Co zatem wskazuje na Kaczmarka? Logowanie się anonimowego telefonu ze stacjami przekaźnikowymi dokładnie zgadza się z marszrutą ministra: Ministerstwo Sprawiedliwości, Pałac Prezydencki, hotel Marriott. To jednak za mało, żeby sąd uznał to za niezbity dowód.
Sam Kaczmarek zapewnia, że wtedy nie miał telefonu na kartę. Jednak na filmie zarejestrowanym przez kamery przemysłowe na 40. piętrze Marriottu widać, że Kaczmarek rozmawia z kimś przez komórkę. Śledczy twierdzą, że z analizy billingów wynika, że nie był to służbowy telefon ministra.
Poszlaką wskazującą na bliską znajomość Kaczmarka i Krauzego są zeznania byłego kierowcy ministra. Zeznał on, że często woził swego szefa do hotelu Marriott, w którym urzędował milioner. W niektóre weekendy towarzyszką tych wizyt ministra bywała jego żona Honorata.
Przeciek, według hipotez prokuratury, przeszedł drogą: Kaczmarek, Krauze, Lech Woszczerowicz z Samoobrony i wreszcie Lepper. Taką drogę potwierdzałyby zeznania oficera Biura Ochrony Rządu, który pilnował tego dnia wicepremiera. Zeznał on, że Lepper wpadł w popłoch i zaczął mówić o prowokacji przeciw niemu właśnie po odwiedzinach Woszczerowicza. Parlamentarzysta, jak wynika z naszych informacji, był skory do współpracy ze śledczymi. Zmieniło się to po jego wyjeździe do Szwajcarii. Sam poseł nie ukrywał, że spotkał się tam z Krauzem.
Śledztwo w pośpiechu
Tajne służby oraz prokuratura w czasie rządów PiS prowadziły śledztwo w pośpiechu. Popełnione zostały błędy. Wystarczy wspomnieć, że przez długi czas działania zapętliły się na wątku tajemniczego bioenergoterapeuty, doktora R. Dziennikarze „Newsweeka” i TVN ujawnili w marcu, że w jego gabinetach dochodziło do tajnych spotkań Kaczmarka z Krauzem. Po wybuchu afery przeciekowej lekarz uciekł do Rosji. Śledczy stracili mnóstwo czasu na sprawdzenie, czy cała trójka nie ma powiązań z rosyjskimi służbami. Tego wątku w żaden sposób nie udało się udowodnić.
Źródło: Dziennik
Źródło zdjęcia głównego: TVN24