- Nadużyłem zaufania Parlamentu Europejskiego i wyborców. Krytykuję siebie za to i przepraszam wyborców, ubolewam i potępiam - to reakcja europosła Jana Masiela z PSL "Piast", na artykuł w "Dzienniku", który zarzucił eurodeputowanemu wyłudzanie pieniędzy Parlamentu Europejskiego.
"Dziennik" napisał, że z raportu komisji budżetowej Parlamentu Europejskiego, który w marcu wyciekł do mediów, wynika, że europosłowie kradną znaczną część ze 140 mln euro rocznie, jakie dostają na utrzymanie swoich asystentów.
Dziennikarze ustalili tymczasem, że na "czarnej liście" jest przynajmniej jeden polski eurodeputowany. To Jan Masiel, który wszedł do PE z listy Samoobrony.
Lewa kasa "na asystenta"
O skandalu Bruksela huczy od chwili, gdy pojawiły się przecieki z tajnego raportu w sprawie wyłudzania przez europejskich parlamentarzystów pieniędzy na swoich asystentów. Okazało się, że ze 140 milionów euro, jakie dostają oni rocznie na wynagrodzenia dla asystentów tylko niewielka część trafia do zainteresowanych. Większość zagarniają dla siebie sami europosłowie, którzy zatrudniają "wirtualnych" asystentów, a pieniądze z ich pensji wkładają do własnych kieszeni. O sprawie lewych wynagrodzeń dla nieistniejących współpracowników eurodeputowanych pisała w marcu "Gazeta Wyborcza".
Nazwiska posłów-oszustów są utajnione, całość raportu znają tylko posłowie z komisji budżetowej PE. Nam udało się ustalić, że w tym mało zaszczytnym gronie jest europoseł Samoobrony Jan Masiel. "Dziennik", 09.04.2008
Pokusa jest spora...
"Dziennikow" Masiel przyznał, że wyłudzanie pieniędzy "na asystenta" to powszechna praktyka, bo reguły ich zatrudniania nie są ściśle określone, a unijne przepisy mają dużo furtek.
Spora jest też pokusa, bo - jak mówił gazecie Masiel - "eurodeputowani mają na swoje pensje tylko 2 tys. euro miesięcznie, a na asystentów aż 15 tys. euro miesięcznie". Zaznaczył jednak, że sam takich praktyk się nie dopuścił i oskarżenia gazety są wyssane z palca. - Zasady są ogólnie niezdrowe, a nadużycia zawsze istniały i będą istnieć. Mam taką obawę - mówi europoseł. Podkreśla jednak, że jego zdaniem sprawa "fikcyjnych asystentów" nie dotyczy polskich europarlamentarzystów.
Eurodeputowani mają na swoje pensje tylko 2 tys. euro miesięcznie, a na asystentów aż 15 tys. euro. Zasady są ogólnie niezdrowe, a nadużycia zawsze istniały i będą istnieć. Mam taką obawę. Jan Masiel, europoseł
Ale według informacji "Dziennika", Masiel na pewno jest na czarnej liście posłów-oszustów. Rozmówcy gazety potwierdzają zarzuty, że część asystentów w jego biurze zatrudniona była fikcyjnie - dostawali pieniądze z Parlamentu Europejskiego i dzielili się nimi z Masielem.
- Ale najważniejszym sposobem wyprowadzania pieniędzy są lewe faktury. Załatwia się je pod koniec roku: przelewa się komuś pieniądze za fikcyjną usługę. Ten ktoś wystawia fakturę i oddaje te pieniądze okrężną drogą. Oczywiście zatrzymuje dla siebie prowizję - zdradza "Dziennikowi" jeden ze współpracowników europosła.
Lewa firma od lewych faktur?
Współpracownik Masiela pokazał dziennikarzom gazety dwie takie faktury - obie z 31 grudnia 2005 r. - wystawione przez firmę Viani na nazwisko europosła. Obie za produkcję gadżetów reklamowych - jedna na ponad 35 tys. zł, druga na prawie 16 tys. zł. Według współpracowników Masiela obie są fikcyjne, bo gadżety nigdy nie zostały wyprodukowane (powstało ich zaledwie kilka, na wypadek, gdyby zamówienie chciała sprawdzić Bruksela).
Najważniejszym sposobem wyprowadzania pieniędzy z PE są jednak lewe faktury. Załatwia się je pod koniec roku: przelewa się komuś pieniądze za fikcyjną usługę. Ten ktoś wystawia fakturę i oddaje te pieniądze okrężną drogą. Wspólpracownik Jana Masiela
"Dziennik" zbadał też czym tak naprawdę zajmuje się tajemnicza firma Viani. Okazało się, że do niedawna należał do niej jeden ze sklepów spożywczych pod Warszawą. Zarejestrowała ją w 2005 r. w Ożarowie pod Warszawą Anna Kalata, działaczka Samoobrony, minister pracy w rządzie PiS. Jak łatwo się domyślić spółka nigdy nie zajmowała się produkcją gadżetów. Kalata komentować sprawy nie zamierza.
- Ustaliliśmy, że Masiel ma na koncie kilka innych finansowych akcji. Przez dwa lata do kwietnia 2006 r. regularnie przelewał pieniądze z PE na konto związku zawodowego Samoobrona, a to jest nielegalne. Wiemy, że wpłacał też pieniądze na rachunki współpracowników Andrzeja Leppera - m.in. na konto pułkownika Zenona Poznańskiego, absolwenta moskiewskiej Akademii Obrony, eksperta Samoobrony do spraw wojska. Za co - nie wiadomo - czytamy w "Dzienniku". - To jest sprawa między mną a Parlamentem Europejskim. I to wszystko. To są sprawy tajne, poufne - ucina Masiel.
Nadużyłem zaufania Parlamentu Europejskiego i wyborców. Krytykuję siebie za to i przepraszam wyborców, ubolewam i potępiam Jan Masiel
Poseł zmienia zdanie
Po publikacji "Dziennika" eurodeputowany PSL "Piast" Jan Masiel zmienił jednak stanowisko. Zapowiedział, że natychmiast rozwiąże kontrakt ze swoją żoną, zatrudnioną i opłacaną z funduszy Parlamentu Europejskiego jako jego asystentka w Polsce.
- Nadużyłem zaufania Parlamentu Europejskiego i wyborców. Krytykuję siebie za to i przepraszam wyborców, ubolewam i potępiam - powiedział Masiel Polskiej Agencji Prasowej.
Odrzucił jednak inne zarzuty gazety, takie jak fikcyjne zatrudnianie opłacanych przez PE innych asystentów, którzy mieli się dzielić wynagrodzeniem z eurodeputowanym, przedstawianie do zwrotu fikcyjnych faktur oraz finansowanie z pieniędzy PE jego partii.
Europarlament prosi o tłumaczenie
Służby finansowe Parlamentu Europejskiego już zainteresowały się artykułem "Dziennika". - Służby finansowe poprosiły o dokładne tłumaczenie artykułu - powiedziały pragnące zachować anonimowość źródła w administracji PE.
Źródło: "Dziennik", PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24