Dziennikarz Leszek Kraskowski został skazany na 1000 złotych grzywny za tekst o seksaferze w Samoobronie. – Wyrok wydano w postępowaniu nakazowym, bez mojego udziału, bez przesłuchania świadków. Jak na sądzie kapturowym. Chciano sprawie po cichu ukręcić łeb, ale my skarżymy ten wyrok – zapowiada w rozmowie z tvn24.pl.
- To dopiero pierwsza część batalii. Nie chcemy, ja i mój adwokat, żeby sprawa zakończyła się po cichu. Chodzi o dostęp do informacji publicznej – zapewnia Kraskowski. Wysłanego pocztą wyroku, jak mówi, nie spodziewał się. – Wprawiło mnie to w kompletne osłupienie, bo sąd nie raczył mnie wcześniej powiadomić. Uzasadnienia nie ma, cały wyrok mieści się na jednej kartce. Jak w stanie wojennym, zwłaszcza że został wydany 13 grudnia – dodaje.
Postępowanie nakazowe
Wyrok w postępowaniu nakazowym wydaje się, gdy okoliczności czynu i wina oskarżonego nie budzą wątpliwości, oskarżony pozostaje na wolności, a sprawa toczy się z oskarżenia publicznego. Rozpoznanie następuje na posiedzeniu bez udziału stron, doręcza go listonosz.
Poprosiliśmy o komentarz do wyboru tej formy postępowania warszawski Sąd Okręgowy. – Bardzo mi przykro, ale sekretariat pracuje tylko do 15:30, jutro jest święto, proszę dzwonić w piątek – powiedział Maciej Gieros z biura prasowego.
Akta tajne i jawne
W styczniu 2009 w „Dzienniku” opublikowany został tekst Kraskowskiego "Nie pytali mnie, rozkazywali" o seksaferze w Samoobronie. Znalazły się w nim fragmenty zeznań Anety Krawczyk, które dziennikarz znalazł w aktach sprawy dotyczącej podejrzanych finansów Samoobrony w sądzie w Tomaszowie Mazowieckim.
Te akta były jawne i Kraskowski dostał zgodę na ich opublikowanie. Jednak te same zeznania Krawczyk w kolejnym procesie, tym razem w Piotrkowie Trybunalskim, zostały już utajnione.
Prokuratura prowadząca postępowanie na wniosek Andrzeja Leppera i Stanisława Łyżwińskiego uznała, że dziennikarz naruszył art. 241 par. 1, bo nie wystąpił do niej o osobne zezwolenie na publikację tych samych akt. We wrześniu 2009 dziennikarz usłyszał zarzut rozpowszechniania bez zezwolenia publicznie wiadomości z tajnej rozprawy. Grozi za to do 2 lat więzienia.
List otwarty w obronie kolegi wystosowały w lipcu do ministra sprawiedliwości Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i Centrum Monitoringu Wolności Prasy. Autorzy przekonywali, że zarzuty dla Kraskowskiego są związane z wykonywaniem przez niego zawodu dziennikarza śledczego, przez co nie da się wykazać, że ten działał w złej wierze. "Sytuacja ta rodzi uzasadniony niepokój, iż artykuł 241 k.k. może być używany jako narzędzie nacisku na wolne media" - napisali.
"Czuję się zmęczony"
- Jak w związku z tą sprawą oceniam polski wymiar sprawiedliwości? Po dwudziestu latach pracy jako dziennikarz postanowiłem zrezygnować z zawodu. Czuję się zmęczony tym, że listonosz traktuje mnie jak przestępcę, bo ciągle przychodzi do mnie z kwitami z sądu – mówi Kraskowski.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: facebook.com