Choć wydaje się, że to historia jak z dramatu mrożącego krew w żyłach, niestety zdarzyła się naprawdę. Wezwana do zakładu fryzjerskiego do nieprzytomnej kobiety lekarka stwierdziła zgon. Fryzjerka nie uwierzyła. Kiedy na miejsce przyjechało pogotowie okazało się, że kobieta jeszcze żyje. Niestety, zmarła w drodze do szpitala.
Historia zdarzyła się w jednym z zakładów fryzjerskich w podsieradzkim Złoczewie. Pani Eugenia była tam stałą klientką. Podczas strzyżenia przyznała się fryzjerce, że ostatnio nie czuje się najlepiej i wybiera się do lekarza.
W pewnym momencie kobieta zasłabła i poprosiła o szklankę wody. Kiedy fryzjerka wróciła, pani Eugenia była już nieprzytomna. Natychmiast wezwano karetkę, a jeden z klientów zakładu pobiegł po pomoc do pobliskiej przychodni. Lekarka, która po chwili była w zakładzie, zbadała staruszkę i stwierdziła zgon. Właścicielce kazała też odwołać pogotowie, tłumacząc, że jest już za późno na pomoc i wyszła.
Fryzjerka jednak nie posłuchała i do przyjazdu karetki próbowała sama reanimować staruszkę. Kiedy po 15 minutach przyjechało pogotowie, okazało się, że kobieta jeszcze żyje. W drodze do szpitala karetka miała kolizję. Choć ratownicy twierdzą, że nie miało to wpływu na stan kobiety, staruszki nie udało się uratować. Zmarła w drodze do szpitala.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24