Zatrzymanie znanego kardiochirurga, doktora G. ogłoszono jako wielki sukces Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Od tego czasu mija prawie pięć lat. Co z tej sprawy pozostało? Doktor nie pracuje. - Bardzo skromnie żyje. Pomagają rodzice - przyznaje jego obrońca, Tomasz Jachowicz.
Kariera doktora legła w gruzach po spektakularnym zatrzymaniu i słowach ówczesnego ministra sprawiedliwości.
Bardzo skromnie żyje. Pomagają mu rodzice, brat. Być może dlatego, że on sam takich bizantyjskich potrzeb nie miał, to radzi sobie w trudnych czasach obrońca doktora G.
Masa zarzutów
Po zatrzymaniu doktora G. (12 lutego 2007) pojawiły się nawet sugestie, że to dopiero początek większej afery. Dawano do zrozumienia, że może być drugą aferą tzw. łowców skór. Że celowo uśmiercano pacjentów.
- Akt oskarżenia obejmuje łącznie 42 zarzuty, w większości o charakterze korupcyjnym. Jeden zarzut dotyczy naruszania prawa pracownika - wymienia rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Warszawie, Monika Lewandowska.
Gazik w sercu
Na ławie oskarżonych w tym procesie - oprócz oczywiście Mirosława G. - zasiada ponad 20 osób. Prokuratura przesłuchała ponad 800 świadków, między innymi rodzinę Floriana Mastalerza.
- To nie było tak powiedziane, że doktor chce tych pieniędzy. Tylko sugerował nam cenę leków i zastawki, że to jest bardzo kosztowne leczenie taty - opowiada syn Mastalerza.
Rodzina Floriana Mastalerza uważa też, że doktor G. naraził go na utratę zdrowia lub życia. W tej sprawie toczy się osobne postępowanie. Chodzi o gazik pozostawiony w sercu pacjenta podczas operacji. Po jego wyjęciu Florian Mastalerz zmarł.
Prokuratura prowadziła jeszcze śledztwo, w którym postawiony był zarzut zabójstwa w związku z przeprowadzoną operacją transplantacji serca. Tę sprawę jednak umorzono, a za swoje słowa Zbigniew Ziobro musiał przeprosić.
Nie pracuje
Doktor G. do pracy jednak nie wrócił. - Bardzo skromnie żyje. Pomagają mu rodzice, brat. Być może dlatego, że on sam takich bizantyjskich potrzeb nie miał, to radzi sobie w trudnych czasach - zastanawia się jego obrońca Tomasz Jachowicz.
Na stałe Mirosław G. mieszka w Krakowie. Do momentu zakończenia procesu z mediami nie chce rozmawiać.
Jak się okazuje, na akcji CBA stracił nie tylko doktor, straciła również polska transplantologia. Drastycznie spadła liczba przeszczepianych narządów. Prawdziwe załamanie nastąpiło w 2007 roku, czyli w roku zatrzymania G. Wymowna wydaje się statystyka dotycząca tylko przeszczepów serca. Wykonuje sie je w kilku klinikach w Polsce. W jednej - tej, w której pracował G. - od 2007 roku w ogóle.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24