Czas żalu, pożegnania i współczucia po katastrofie pod Smoleńskiem kończy się. I chociaż urzędnicy, także ci najwyżsi wielokrotnie podkreślali, że nie zostawią rodzin ofiar samym sobie, to część z nich twierdzi, że pomoc nie jest tak sprawna, jak tego oczekują.
- My do dzisiaj nie wiemy, jaka jest przyczyna śmierci naszego ojca. Najgorsze jest to, że te informacje są takie sprzeczne i niezrozumiałe jest dlaczego strona polska nie wystąpiła o przekazanie śledztwa - mówi Małgorzata Wassermann, córka Zbigniewa Wassermana.
Ma też więcej pretensji: o to, że w sprawie śmierci jej ojca podczas przesłuchania zadawano jej dziwne pytania, że jest słabo informowana o postępach śledztwa i że rządowa pomoc po pogrzebie ojca mogła być lepsza.
Wszystko w porządku?
- To jest bardzo zły los, ale takie rzeczy się zdarzają. Ja nie mam takich postaw roszczeniowych, choć wiem, że niektórzy je mają i ja to staram się zrozumieć - mówi Andrzej Bochenek, mąż zmarłej Krystyny Bochenek.
On po stracie żony zrezygnował z pomocy psychologa, ale wiele rodzin z tej pomocy skorzystało, inne liczą na comiesięczne renty lub na jednorazowe odszkodowania.
Co dalej?
Z rodzinami ofiar kontaktują się rządowi koordynatorzy, którzy nie znają wielu niuansów, starając się pomoc rodzinom muszą często godzić różne interesy i charaktery. Za ich prace odpowiada MSWiA.
- Gdybym wiedziała, że są jakiekolwiek pretensje do koordynatorów, to natychmiast byłaby jakaś reakcja z naszej strony - zapewnia Małgorzata Woźniak, rzeczniczka resortu.
Może jeszcze będą interweniować, bo po pogrzebach rodziny zaczynają pytać: co dalej i w niektórych przypadkach okazuje się, że przyszłość nie będzie taka, jak sobie wyobrazili. Na razie niezadowoleni zaczynają mówić o powołaniu pełnomocnika rodzin, w razie ewentualnych zbiorowych sporów prawnych.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24