Raport w sprawie poniedziałkowych walk Polaków z talibami jest już na biurku premiera. Minister Bogdan Klich nie tylko opisał w nich działania wojskowych, ale wskazał "słabe punkty, które zobaczył w przebiegu zdarzeń" - One muszą zostać wyjaśnione - podkreślił. Akcję wojskowych już badają śledczy. - Na miejscu jest prokurator, pomaga mu 11 żandarmów - ujawnił Klich w "Faktach po Faktach".
Czy system, zaznaczam system, wsparcia ze strony polskiego QRF był zorganizowany w sposób właściwy w związku z tym, że pojawił się tak późno. (...) Analogicznie - co się stało, że amerykański QRF też przybył późno. Bogdan Klich
Siły szybkie za wolne
Dwie ostatnie wątpliwości wiązały się już stricte z wsparciem udzielonym ostrzelanemu patrolowi. Tak zwane QRF (Quick Reaction Force), czyli siły szybkiego reagowania zareagowały - zdaniem Klicha - bardzo późno. Zbadać chce jednak "system", a nie decyzje konkretnych osób.
- Czy system, zaznaczam system, wsparcia ze strony polskiego QRF był zorganizowany w sposób właściwy w związku z tym, że pojawił się tak późno. (...) Analogicznie - co się stało, że amerykański QRF też przybył późno - wymieniał Klich. - Jak mówię o QRF-ie, to mówię o wsparciu udzielonym przez śmigłowce Apache - zastrzegł. Amerykańskie i polskie QRF dotarły w miejsce ostrzału po kilku godzinach od jego rozpoczęcia (zapotrzebowanie na śmigłowce Apache zgłoszono o 9. Doleciały o 11.45). Zastrzeżenia do tego ma wielu ekspertów wojskowych m.in. generał Roman Polko a także premier Donald Tusk.
"To polska racja stanu"
- Polscy żołnierze, zaatakowani w Afganistanie przez talibów, zachowali zimną krew i postępowali właściwie. Chciałem w imieniu swoim i kierownictwa MON przekazać wyrazy wielkiego uznania i ogromnego szacunku. Bogdan Klich
Mimo tych zastrzeżeń, szef MON w kilkunastominutowym wystąpieniu podczas popołudniowej konferencji prasowej (przed pytaniami dziennikarzy) chwalił wojskowych. - Zachowali się wspaniale, zachowali zimną krew, wykazali się znajomością rzemiosła wojskowego - wyliczał. Wieczorem w TVN24 jeszcze raz zapewnił, że "dowodzenie prowincją Ghazni to zadanie na miarę naszych sił".
Klich zaznaczał w rozmowie z dziennikarzami, że Polscy żołnierze pozostaną w Afganistanie tak długo, jak będzie trzeba i że sytuacje - takie jak ta poniedziałkowa - dają dowód na konieczność kontynuowania misji.
Minister zaznaczył, że dziś wyjście NATO z Afganistanu byłoby także "porażką Polski". - Wojskowa obecność w Afganistanie to polska racja stanu - argumentował. Jak zaznaczył, polega ona na tym, że nasi żołnierze, pozostając dziesiątki kilometrów od naszych granic tak naprawdę chronią je. - Współczesna wojna rzadko rozgrywa się na granicach państw - zaznaczał szef MON. Jednak przede wszystkim minister dziękował.
- Polscy żołnierze, zaatakowani w Afganistanie przez talibów, zachowali zimną krew i postępowali właściwie. Chciałem w imieniu swoim i kierownictwa MON przekazać wyrazy wielkiego uznania i ogromnego szacunku. (...) Zachowali zimną krew i wykazali się znajomością rzemiosła wojskowego - mówił.
Szef MON rozmawiał już z rodzinami czterech rannych żołnierzy i żoną poległego kapitana Ambrozińskiego. - Złożyłem pani kapitanowej kondolencje - także w imieniu swojej żony - z nadzieją na szybkie wylizanie się z ran. (...) Tak chciał los - podkreślił. Minister awansował pośmiertnie oficera do stopnia kapitana. Wyjaśnił, że Ambroziński był porucznikiem, ale w Afganistanie zajmował stanowisko odpowiednie dla rangi kapitana.
"Tak chciał los"
W ocenach Klicha nasi żołnierze "wypełniają w Afganistanie dobrze swoją misję nie od wczoraj, ale od dwóch lat". Dodał, że polskie dowództwo spodziewało się, że warunki w kraju, przed zbliżającymi się wyborami, gwałtownie się pogorszą. - I dlatego od sierpnia ubiegłego roku doposażaliśmy nasz kontyngent. (...) Nie będziemy na tym oszczędzać - zapewniał.
Najpierw idą Afgańczycy
Szef resortu obrony stanowczo wykluczył, że "brak bezpilotowych środków rozpoznawczych mógł spowodować to, o czym część ekspertów i tak zwanych ekspertów mówiła, czyli złe przygotowanie akcji". Przyznał natomiast, że "trudno wykluczyć, iż wśród afgańskich policjantów lub afgańskich żołnierzy są tacy, którzy występują w dwóch kapeluszach". Była to odpowiedź na spekulacje mediów, co do ewentualnej zdrady, umożliwiającej talibom tak zmasowany atak. - Taka możliwość jest zawsze brana pod uwagę i dlatego zasadą jest, przestrzeganą także podczas tej tragicznej akcji, że najpierw idą siły afgańskie - dodał Klich.
Klich w "FpF": Już pracują
Minister zaznaczył, że od środy "gospodarzem raportu", który opatrzony jest klauzulą niejawności, jest premier Donald Tusk. Ten raport już przeczytał i czeka na ustalenia wojskowej prokuratury.
Ci zebrali się już w poniedziałek. Wtedy też z urzędu wszczęli śledztwo. Czynności w Afganistanie prowadzi Żandarmeria Wojskowa. Wieczorem w "Fakatch po Faktach" TVN24 Klich zaznaczył, że "sam będzie się przyglądał pracom" śledczych. - Aż 11 żandarmów pracuje na zlecenie prokuratora wojskowego. Gromadzenie informacji i ich przetwarzanie już się odbywa - podkreślił. Śledczy przebywa w Afganistanie od wtorku.
Pogrzeb we wtorek
W poniedziałkowym ataku na polsko-afgański patrol zginął polski oficer. Klich podkreślił, że była to pierwsza ofiara śmiertelna w szeregach polskiego kontyngentu od sierpnia 2008 r.
Pogrzeb kapitana Ambroziaka odbędzie się we wtorek. Żołnierz spocznie na cmentarzu komunalnym w Jarocinie (Wielkopolskie). Trwają ustalenia dotyczące przebiegu uroczystości. - Na razie nie znamy bliższych szczegółów, cały czas czekamy na potwierdzenie tego, kto będzie uczestniczył w uroczystościach w kościele i na cmentarzu. Dziś burmistrz Jarocina skontaktował się z wdową po kpt. Ambrozińskim, złożył jej kondolencje i zaoferował pomoc - poinformowała Karolina Makowska z kancelarii burmistrza Jarocina.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24