Praski dziennik "Mlada fronta Dnes" przypomina historię zestrzelenia polskiego samolotu przez czeski myśliwiec. W 1975 roku czeski pilot wojskowy strącił nad Słowacją cywilny samolot, którego pilot chciał uciec do Austrii. Na zestrzelenie samolotu miały dać pozwolenie polskie władze.
O operacji na czechosłowackim niebie, w którą zaangażowane były dwa myśliwce bojowe MiG-21 i dwa samoloty szkolno-bojowe L-29 wie niewielu Czechów. - Ówczesne organy władzy próbowały sprawę wyciszyć i przedstawić jako awarię. W dokumentacji używa się pojęć "katastrofa", "upadek samolotu", czy "wypadek" - mówi cytowany przez "MfD" historyk ze słowackiego Instytutu Pamięci Narodowej Lubomir Morbacher.
Do ataku na polski cywilny samolot doszło 16 czerwca 1975 roku. Pilot dwupłatowca AN-2 podjął ryzykowną próbę przelotu z Polski do Austrii. Seria z karabinu czechosłowackiego L-29 dosięgła go około ośmiu kilometrów od austriackiej granicy. Maszyna spadła w zachodniosłowackiej gminie Kuty.
Jaruzelski wiedział
Pilot, który zestrzelił samolot wiedział, że rozkaz został wydany wbrew prawu i kilkakrotnie upewniał się, czy jest ważny. "Byłem żołnierzem i wypełniałem rozkazy" - powiedział teraz gazecie. Po lądowaniu najprawdopodobniej przekazano mu, że zgodę wydał ówczesny polski minister obrony generał Wojciech Jaruzelski.
Z dokumentacji z tamtego okresu wynika, że dowódcy czechosłowackiej obrony powietrznej konsultowali atak na polski samolot z kolegami w Warszawie, a ci ostatecznie zgodzili się na zestrzelenie - napisał dziennik. Śledztwo w tej sprawie prowadzi polski Instytut Pamięci Narodowej.
Źródło: PAP