Czesi objęli przewodnictwo w Unii w trudnej sytuacji międzynarodowej i... wewnętrznej. Korespondent czeskiej telewizji Miroslav Karas podkreśla jednak w TVN24, że pół roku czeskiej prezydencji nie zostanie zmarnowane na polityczne kłótnie miedzy premierem i prezydentem.
Sytuacja polityczna w Czechach jest, choć może pozornie, bardzo podobna do polskiej. Gdzie znajduje się wspólny mianownik? We wzajemnej niechęci na linii prezydent-premier - wynika z wypowiedzi czeskiego korespondenta.
- Czechy wstąpiły do przewodnictwa Unii w dość ciekawej sytuacji, kiedy jako jedyny kraj w Unii Europejskiej w ogóle nie zaczęły dyskusji w kwestii Traktatu Lizbońskiego. A po drugie z prezydentem, który nie ukrywa - tak jak prezydent Lech Kaczyński - pewnego dystansu do sytuacji w Unii - powiedział w "Poranku TVN24" Miroslav Karas, widzący w tej sytuacji wielkie wyzwanie dla rządu Mirka Topolánka, który obiecał ratyfikowanie przez Czechy traktatu do końca przewodnictwa.
Francja, gdy rozpoczęła swoje przewodnictwo w Unii, też się nie spodziewała tego, że będzie konflikt konflikt rosyjsko-gruziński i kryzys finansowy. Oczywiście Czesi nie są Francją, ale nasze ambicje są też bardzo wysokie i zdrowe. Miroslav Karas, czeska telewizja
Międzynarodowa współpraca sąsiadów
Kryzys na bliskim wschodzie, zakręcony gaz dla Ukrainy, kryzys finansowy. Czy Czechy sobie poradzą w prowadzeniu spraw Unii w tych trudnych dniach?
- Trudno powiedzieć to po dwóch dniach. Francja, gdy rozpoczęła swoje przewodnictwo w Unii, też się nie spodziewała tego, że będzie konflikt konflikt rosyjsko-gruziński i kryzys finansowy. Oczywiście Czesi nie są Francją, ale nasze ambicje są też bardzo wysokie i zdrowe - powiedział Karas.
W czym możemy pomóc swoim sąsiadom? - Po pierwsze, pomożecie w polityce poparciem pewnych pomysłów. Poza tym Praga na pewno liczy na pomoc w polityce wschodniej, na Ukrainie czy w Białorusi - podkreślił korespondent.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24