- Znam przypadki, kiedy publiczne napiętnowanie sprawcy sprawdzało się - tłumaczył w "Magazynie 24 Godziny" ksiądz Marian Midura, krajowy duszpasterz kierowców. Były policjant Marian R., który przed kilkoma laty spowodował wypadek pod wpływem alkoholu, przyznał, że wypadek zmienił jego życie.
- Pozostaje wielka trauma, a konsekwencje są wielopłaszczyznowe - wyjaśniał Marian R. Przed kilkoma laty usiadł za kierownicą po alkoholu. Samochód uderzył w drzewo. On, stracił pracę i prawo jazdy na dwa lata - To rzutuje na życie zawodowe i osobiste. Kończą się pewne znajomości, przyjaźnie. Świat się kończy. Trzeba dużo mocnej woli żeby wyjść z tego bez szwanku na psychice.
Tato, oddaj kluczyki
Ksiądz Marian Midura, który wielokrotnie spotykał się w konfesjonale z kierowcami zdradził, że ci często spowiadają się z jazdy pod wpływem alkoholu, a także z brawury. Pytany, jak zaradzić powszechnemu zjawisku "jazdy na gazie" odparł: Kierowcy sięgający po kieliszek, powinni szukać pomocy u rodziny. Wielokrotnie spotykałem się z sytuacją, kiedy dzieci zabierały pijanemu ojcu kluczyki. To nie jest nieposłuszeństwo. To jest dobry uczynek - zaznaczył.
Ludzie muszą widzieć, że to nie są żarty
Marian R. upatruje szansy na poprawę sytuacji w silniejszym akcentowaniu skutków prowadzenia "na gazie". - Najważniejszą sprawą jest świadomość nieuchronności kary. Kara zmusza nas do zastanowienia się nad własnym postępowaniem. To jak kubeł zimnej wody - tłumaczył.
Ksiądz Midura nie odniósł się jednoznacznie do kwestii publicznego napiętnowania pijanych sprawców drogowych tragedii. - To z pewnością działa odstraszająco. Ludzie widzą, że to nie są żarty. Pamiętajmy jednak, że to także wielka kara dla kierowcy, który po wypadku musi przecież żyć ze świadomością, że kogoś zabił - zauważył duchowny.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24