Ludzie nagle poczuli, że zachowanie ministerstwa kultury jest nie w porządku. Uznali, że pokażą mu, iż ich głos i pieniądze się liczą - mówiła w "Faktach po Faktach" reżyserka Agnieszka Holland. Odniosła się do prowadzonej w ostatnich dniach zbiórki na wsparcie Europejskiego Centrum Solidarności.
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przedstawiło warunki, jakie muszą zostać spełnione, by resort utrzymał finansowanie Europejskiego Centrum Solidarności na dotychczasowym poziomie, czyli 7 mln złotych. W przeciwnym razie dotacja wynosiłaby 4 mln zł.
Ministerstwo chciało - jako współorganizator o znaczącym zaangażowaniu - mieć prawo do wskazywania wicedyrektora instytucji (dyrektora wskazują władze Gdańska). Zażądało również utworzenia w ramach ECS działu im. Anny Walentynowicz, który zatrudniłby około 10 osób (przy obecnym zatrudnieniu w Centrum na poziomie około 60 osób).
"To można nazwać cenzurą ekonomiczną"
Agnieszka Holland oceniła w "Faktach po Faktach", że zarządzanie pieniędzmi przez ministra kultury Piotra Glińskiego jest "haniebne".
- Moim zdaniem, to jest powrót do takiego komunistycznego, ręcznego sterowania - dodała. - Stosuje coś takiego, co można nazwać cenzurą ekonomiczną. Jeżeli mu się ktoś lub coś nie podoba, to temu podmiotowi nie daje, a stara się zniszczyć dobrze funkcjonujące instytucje kultury w taki sposób, żeby wsadzić tam swoich ludzi. Potem się okazuje, że ci ludzie (...) zawsze prawie są dość nieudolni, a w każdym razie zarządzają znacznie gorzej niż to było zarządzane przedtem - oceniła reżyserka.
- Tu jest ewidentnie polityczna rzecz. Oni chcą napisać historię na nowo - dodała.
"Pokażemy, że nasz głos się liczy"
Holland odniosła się do wsparcia na rzecz ECS. Dzięki zbiórce utworzonej przez Patrycję Krzymińską, która wcześniej zorganizowała rekordową zbiórkę do "ostatniej puszki Pawła Adamowicza", w ciągu doby udało się zebrać trzy miliony złotych.
W poniedziałek Europejskie Centrum Solidarności poinformowało, że na subkonto wpłynęło dodatkowo ponad 2 809 785 złotych. Oznacza to, że łącznie udało się zebrać ponad 5 818 152 złotych.
Agnieszka Holland podkreśliła, że ludzie nagle poczuli, że to, co się dzieje jest nie w porządku i uznali, że "pokażemy temu ministrowi, że on nie jest właścicielem kraju, że my jesteśmy obywatelami i nasz głos, i nasze kliknięcie, i nasze pieniądze się liczą".
Zauważyła, że w Polsce blisko 50 procent społeczeństwa nie głosuje w wyborach, bo ludzie uważają, że ich głos się nie liczy. - A tu nagle widzą, że liczy się, że sumuje się w coś takiego, co jest bardzo wymierne, co ma znaczenie - oceniła reżyser.
Holland: szczególnie politycy populistyczni grają mocno strachami
Holland odniosła się również do kwestii mowy nienawiści i wezwań do pojednania po zabójstwie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza.
- Od początku irytowało mnie takie mówienie o pojednaniu, bo to taki kicz pojednania. To jest coś, co nie jest autentyczne, co nie wynika z jakiegoś głębokiego przepracowania tego problemu, że znaleźliśmy się nagle w kraju, gdzie społeczeństwo jest podzielone na dwa plemiona, dwa obozy z niewiadomych zupełnie powodów - przyznała Holland.
Podkreśliła, że żyjemy w świecie, który stawia przed nami mnóstwo nowych zagrożeń i wyzwań. Jak mówiła, "ludzie reagują na dwa sposoby na sytuacje zagrożeń, niepewności, lęku, budzącej się na tym tle agresji".
- Jedni chcą zamknąć się w swoim kokonie, żeby było tak jak było, żeby nie otwierać się na tą nowoczesność, która jest tak groźna. A inni uważają, że tylko otwarcie się na świat i tylko wspólne działanie (…) pomoże nam się zmierzyć z tymi problemami - mówiła.
Podkreśliła, że "politycy, szczególnie ci populistyczni, politycy zamknięcia, graja tym bardzo mocno tymi strachami. Powodują podniesienie emocji, że one stają się irracjonalne zupełnie, że one wymykają się spod kontroli kogokolwiek właściwie. Co zobaczyliśmy w takim symbolicznym i strasznym obrazie tragicznego zabójstwa Pawła Adamowicza.
"Wszystko nagle się staje mową nienawiści"
Holland uważa, że to, co robi PiS jest "typowym chwytem PiS-owskim". - Orwellowsko to przekręcają - dodała. - Wszystko nagle się staje mową nienawiści - oceniła. Zauważyła, że "w sytuacji ulicznego protestu bardzo trudno jest się zachowywać jak w Wersalu". - Myślę, że oni (politycy PiS-u - red.), jak gdyby używają tego określenia mowa nienawiści, żeby walić nim jak maczugą wszystkich, którzy maja inną opinię niż oni. Ponieważ okazuje się, że każda opinia, która różni się od opinii panującej nam miłościwie partii, jest mową nienawiści. Nie możemy się dać zaszantażować tego rodzaju manipulacją, bo to jest manipulacja oczywiście. Nie chodzi o pojednanie - oceniła reżyserka.
Autor: js//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24