"Krakowiak" i "Oczko" skazani na 25 lat więzienia, "Zdzicho" na dożywocie. Sąd Okręgowy w Katowicach ogłosił wyrok w trwającym siedem lat głośnym procesie gangu "Krakowiaka".
To jedna z największych w Polsce spraw przeciwko zorganizowanej przestępczości. 184 tomy akt, 180 świadków, w tym czterech koronnych, i 31 osób na ławie oskarżonych. Ciążyły na nich najpoważniejsze zarzuty - m.in. cztery zabójstwa, rozboje, handel bronią i narkotykami.
Dla Janusza T., ps. "Krakowiak", oskarżonego m.in. o założenie i kierowanie związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym oraz udział w jednym z zabójstw, prokurator zażądał dożywocia z zastrzeżeniem, że o warunkowe przedterminowe zwolnienie mógłby się on ubiegać najwcześniej po 50 latach. Dostał 25 lat.
Wysokie kary dla współpracowników "Krakowiaka"
Dożywocia, tym razem skutecznie, oskarżenie domagało się też dla uważanego za egzekutora grupy Zdzisława Ł., ps. "Zdzicho". 25 lat więzienia prokurator zażądał dla byłego szefa mafii szczecińskiej Marka M., ps. "Oczko", który miał zlecić ludziom "Krakowiaka" zamach na konkurenta w przestępczym półświatku na Wybrzeżu.
Brutalni i bezwzględni
Gang "Krakowiaka" był - zdaniem prokuratury - jedną z najgroźniejszych i najbrutalniejszych grup przestępczych w kraju. Działał głównie w południowej Polsce, podporządkowując sobie mniejsze gangi. Grupę "Krakowiaka" rozbito na początku 1999 r. Policja zatrzymała wtedy trzon gangu, w tym Janusza T. Poza głównym aktem oskarżenia, do sądów trafiło około 20 innych przeciwko ludziom związanym z "Krakowiakiem".
Raz się wymknął
Jednak Krakowiak był już wcześniej aresztowany. W 1997 roku usłyszał zarzuty związane z handlem kradzionymi samochodami, choć, według prasy, już wtedy jego zbrodnicza działalność była policji dobrze znana. Po po dwóch tygodniach został zwolniony za kaucją w wysokości 10 tys. zł. Kolejny raz wpadł dopiero po dwóch latach, tym razem na dobre.
Zaczął od śpiewania "Kawiarenki"
Proces gangu Janusza T. zaczął się w 2001 r. w Katowicach, bo tam grupa miała swój matecznik. Kilka razy przerywano go. Po raz pierwszy na samym początku, kiedy Krakowiak zaczął na sali sądowej śpiewać przebój Ireny Jarockiej "Kawiarenki". I zaraz wybuchł płaczem, aby po chwili wyzywać sędziego najgorszymi słowami. Skierowano go na badania psychiatryczne, jednak psychiatrzy nie dopatrzyli się choroby. Proces wznowiono, a Krakowiak zachowywał się już normalnie.
Janusz T. nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że dowody zostały spreparowane przez policję i prokuraturę.
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP