To będzie ciężki rok dla polskiej kultury, bo planowo może w nim odejść 75 twórców, z tego 25 Mistrzów przez duże M. Tak przynajmniej szacuje Ministerstwo Kultury przez duże K. Ministerstwo jest zapobiegliwe, stosuje zasadę Memento Mori i ogłasza przetarg na dostawę odpowiedniej liczby wiązanek pogrzebowych - dużych, średnich i małych - od maestro po chałturnika.
Przeczytałem o tym w dzisiejszym "Fakcie" i oniemiałem. Nie, to niemożliwe. Ale wchodzę na stronę internetową ministerstwa, a tam - w dziale "Zamówienia Publiczne" - jak byk stoi zamówienie na dostawę. Dzwonię do resortu. Tam panika. Bardzo miła pani odbiera telefon, notuje dane i obiecuje, że oddzwoni. Mija godzina, półtorej, dzwonię znowu. Piiii... piiii... i trzask odkładanej słuchawki. Jeszcze raz. To samo. Dzwonię za kwadrans. Miła pani stwierdza, że ministerstwo przygotowuje już odpowiednie oświadczenie. Za pół godziny jest gotowe. Ministerstwo oświadcza, że "Fakt" źle interpretuje urzędniczą zapobiegliwość, bo istnieje ustawa o zamówieniach publicznych i ministerstwo nie może inaczej. Zamawia cukier do herbaty, bukiet dla delegacji z Czech i wiązankę na podróż do Hadesu. Inaczej się nie da. - Rozumiem... to może przyjedziemy i nagramy wypowiedź kogoś z ministerstwa, że inaczej się nie da? - proponuję. - Ależ oczywiście, proszę zadzwonić za 20 minut - odpowiada ministerstwo. Dzwonię za godzinę. Nie będzie wygłaszania oświadczenia, minister wypowie się osobiście. Myślę sobie więc, że Bogdan Zdrojewski wyjdzie i z urzędniczą skrupulatnością będzie wyliczał odpowiednie przepisy i zakończy stwierdzeniem, że inaczej się nie da.
W końcu wychodzi minister. I tu niespodzianka. Bo minister jest najwyraźniej zażenowany taką zapobiegliwością urzędników i stwierdza, że tak nie można. Że wieńce już zamówione i się nie zmarnują, przydadzą się do składania przed pomnikami, a na pogrzeby wiązanki będą jednak zamawiane indywidualne. I że w przyszłym roku takich przetargów już nie będzie. Obiecał. Zapamiętam z nadzieją na więcej taktu i kultury w ministerstwie kultury. No i na to, że ministerstwo nieco jednak przeszacowało plan pracy kostuchy. Bo nieważne - mistrz, twórca czy chałturnik - wołać "Niech sczezną artyści" przystoi tylko największym twórcom, a nie księgowym rachującym plany zgonów. Każdy artysta przecież wie, że "Non omnis moriar".