- Proszę Pana, przecież to jest w Internecie, więc ogólnie dostępne i każdy może sobie brać – usłyszałem rano w radiu, podczas rozmowy z jednym z ważniejszych polskich polityków. I w tym momencie – choć rzadko mi się to zdarza – zacząłem na głos dyskutować z radiem, bo nie wytrzymałem.
Mowa była o nieszczęsnym kabaretowym „Donald Marzy” – ja już nie mogę tego słuchać ani w oryginale ani w przeróbkach – wykorzystanym na sobotniej konwencji PiS wbrew woli, a właściwie, mimo zdecydowanego sprzeciwu twórców. Twórcy sobie tam mogą, politycy uchwalający polskie prawo przecież dobrze wiedzą, że „jak jest w Internecie, to każdy może korzystać”. Redaktor zwraca tu uwagę politykowi, że jeżeli ściąga się z sieci na przykład film czy właśnie kabaret, to na ogół jednak prawo jest łamane. – Ależ skąd – oburzył się polityk – jeżeli pan tylko przegrywa, prawa pan nie łamie. Na co redaktor zapytał, czy gdyby tak przegrał sobie nielegalnie wpuszczony „Katyń” to prawo by złamał. Tu się polityk skonfundował. No bo jak to – kabaret to można, ale taki „Katyń” to chyba nie? – To już szczegółowa wiedza z prawa autorskiego – obruszył się polityk, kończąc wątek. Szkoda, bo warto z przedstawicielem władzy ustawodawczej jeszcze trochę porozmawiać. Bo skoro kabaret kopiować można, ale co do „Katynia” to już nie wiadomo, to co począć z „Akademią policyjną” albo „Hot shots”? Można kopiować? Przecież są… takie, no… na śmiesznie, to chyba można. Kto by je traktował poważnie. Jedno jest pewne. Kopiować poglądów niektórych polityków nie radzę.