W Platformie Obywatelskiej samorządowcy oddają do 10 proc. swojej pensji do partyjnej kasy. W PiS prezydent miasta oddaje 300 zł, a radni od 40 do 100 zł. Tak partie ściągają składki - akcentuje "Rzeczpospolita".
Publicysta Piotr Gabryel zastanawia się, czyżby jednak Platforma serio traktowała obietnicę wprowadzenia podatku liniowego? W każdym razie wygląda na to, że władze PO testują taki podatek na członkach swej partii.
To znaczy, precyzyjnie rzecz ujmując, "członkowie PO sprawujący funkcje publiczne zobowiązani są do płacenia na rzecz partii do 10 proc. miesięcznego wynagrodzenia z tytułu sprawowanych funkcji" - jak stanowi instrukcja finansowa Platformy. O tym, czy ten liniowy podatek partyjny jest pobierany i czy wynosi na danym terenie 5, 7 czy 10 proc., decydują regionalne władze partii Tuska. W dokumencie nie sprecyzowano, czy chodzi o wynagrodzenie brutto czy też netto.
Niestety, to nie żart, lecz - jak wynika z instrukcji przytoczonej przez dziennikarzy "Rz" - smutna codzienność polityków Platformy i innych działających w Polsce partii, które bez skrupułów opodatkowują ludzi sprawujących z ich namaszczenia funkcje publiczne.
Źródło: "Rzeczpospolita"