Nie ulega wątpliwości, że w konflikcie wokół sprawy udziału w europejskim szczycie, jaki rozpętał się między prezydentem a rządem, także ten drugi nie jest bez winy i odpłaca pięknym za nadobne - uważa "Trybuna".
A jednak nie sposób postawić między obiema stronami znaku równowagi. Premier i minister spraw zagranicznych są bowiem w sytuacji wyjątkowo trudnej - pisze Krzysztof Lubczyński. Według niego, mają do czynienia z zachowaniami, których nie można pomieścić nie tylko w cywilizowanej normie europejskiej, ale po prostu ludzkiej – z histerycznym tupaniem nóżkami, infantylnym uporem, obrażaniem się i unoszeniem honorem. Takimi jakie znamy – to nie licentia poetica, lecz realistyczna obserwacja – z piaskownicy lub podwórka.
Ktoś tu po prostu został źle wychowany, albo jego psychika zatrzymała się w rozwoju w fazie 10-letniego wyrostka. Można w takiej sytuacji zastosować znaną formułę, że "głupszemu lepiej ustąpić". Ale co w takim razie? Czy rząd miałby dla świętego spokoju oddać wszystko walkowerem i powiedzieć: "pas"? - pyta Lubczyński.
Źródło: "Trybuna"