Być może jechali 200 na godzinę. I podobno nie mieli zapiętych pasów. I wszystko się działo w obszarze zabudowanym. Ja wiem. Ale jakoś tak się składa, że pasażer Ferrari prowadzonego przez Macieja Zientarskiego to już nie wiem… czwarta? piąta? ofiara w tym samym miejscu. A podobnych miejsc jest bez liku. Czemu wciąż się bardziej opłaca łatać rozbite przy kolejnych wypadkach barierki niż poprawić drogę?
Ten odcinek zna większość warszawskich kierowców. Trzypasmowa wylotówka na południe, długa prosta pod bezkolizyjnym skrzyżowaniem z wjazdem na Ursynów. Kierowcy wyrywają. Ułańska fantazja doprawiona nieodpowiedzialnością. Pędzą. Nagle z samochodem dzieje się coś dziwnego. Zwłaszcza z takim tylnonapędowym i nisko zawieszonym. Przód wyrywa w górę, tył idzie jak chce. Przy dużej prędkości auto wyskakuje z drogi w lewo. Wprost na słup podtrzymujący wiadukt. To jest ostatni wyskok. Po kolejnym wypadku i kolejnej śmierci w tym miejscu znajomi kolejnej ofiary zablokowali drogę, domagając się przebudowy fatalnej prostej. Zarząd dróg wziął się szybko do pracy i zbudował. Dwa znaki ograniczenia prędkości. Te zlekceważone wczoraj przez pędzące Ferrari.
Inna droga, tym razem w okolicach Poznania. Dwa miesiące temu pielęgniarka wraca z pracy. Zakręt. Na śliskiej drodze jej Fiat wypada z szosy i siłą rozpędu spada na położone niżej jezioro. Na szczęście jest zamarznięte. Auto prześlizguje się przez taflę i ląduje w szuwarach. Nikomu nic się nie stało. W lecie czeka tam jednak śmierć pod wodą.
Trzeci przypadek, znowu okolice Warszawy. Wjazd od Konstancina. Dwupasmówka. Zakręt. Nawet przy niewielkiej prędkości daje o sobie znać złe profilowanie albo złe poprowadzenie jezdni. Przednie koła wchodzą w łuk a tylne – nie. Kto wie, jak tu jechać, w połowie zakrętu zrobi poprawkę kierownicą. Kto nie wie i jeszcze przekroczy prędkość – wyląduje na barierce. Służby miejskie naprawiały ją średnio co trzy dni, aż w końcu ktoś wpadł na pomysł i zamontował stalowe bandy. Gdy się okażą niewystarczające, zawsze można zbudować betonowy mur. To nic, że za te same pieniądze (nie licząc bezcennych strat w ludziach) naprawić można drogę. Po co? Lepiej postawić znak.